Weksel jest papierem cennym. Ustanawia zobowiązanie bezwarunkowe, niezależne od jakiegokolwiek zdarzenia. Ustala dług pieniężny, ściśle określony co do sumy. Zawiera abstrakcyjną obietnicę zapłaty. Obietnicę jednostronną w której wierzyciel ma jedynie prawa, a nie obowiązki. Jest przeważnie papierem obiegowym na zlecenie. Musi zadość czynić pewnym warunkom formalnym, a przede wszystkim zawierać wzmiankę, iż jest wekslem. Zobowiązuje ‘wekslowo’ wszystkie osoby, które się na nim podpiszą.

Co się nie dzieje w sprawie kieleckich weksli (czyli czternasta rozprawa)

Liczenie rozpraw to trudne zadanie. Gdyby liczyć wyznaczone terminy, byłoby już ich ze trzydzieści (możliwe, że przesadzam :) Ostatnia, tytułowa czternasta rozprawa, była w kwietniu, trwała około 2 godzin, składała się tylko z formalności w stylu „jakie dowody sąd dopuści, jakie nie” – nic ciekawego, ale w rzeczywistości należy ją zaliczyć do odbytej.

Z uprzejmości już nie zliczam rozprawy majowej, która nie odbyła się dlatego, że jeden z oskarżonych miał poważne usprawiedliwienie w postaci przebywania w szpitalu psychiatrycznym z powodu depresji. Nie liczę też rozprawy, która się nie odbyła, bo panu prokuratorowi pomyliły się terminy (albo sekretariat sądu go źle poinformował, już nie pamiętam), wskutek czego nie przybył on na rozprawę. O chorobach samych pełnomocników oskarżonych, których nieobecność także tamuje rozpoznanie sprawy też wypada wspomnieć.

Jak sąd wyznaczał na początku roku rozprawy miesiąc po miesiącu, wyrażając nadzieję, że już przed wakacjami będzie wyrok, pozwoliłem sobie tutaj przedstawić zdanie odrębne, iż nawet do końca roku będzie trudno ją skończyć. I, jak widać, wyszło na moje. Dzisiejszej rozprawy też oczywiście „nie było”, ponieważ została „odwołana”, kolejne odbędą się już po wakacjach – od września zostały wyznaczone co miesiąc aż trzy terminy. Jeśli odbędzie się skutecznie choć jeden, będzie to bardzo dobry wynik.

Jakby ktoś się pytał, co według mnie jest największą bolączką sądownictwa w Polsce, to jest właśnie niesamowita przewlekłość spraw. Czasem ma się wrażenie, że sąd, nie chcąc wydać wyroku, stosuje zasadę „sytuację ratować zwlekaniem” – a może po 10 latach umrze strona? Albo sędzia odejdzie na emeryturę? Po co wyrok. Choć w tym przypadku widzę, że sędzia rzeczywiście robi co może, a to, że ma do dyspozycji odpowiednio dużą salę tylko raz w miesiącu, a ktoś się nie stawia – to już „siła wyższa”.

Dać więcej pieniędzy na lokale, więcej pieniędzy na sędziów, aby miał kto pracować, pozmieniać niektóre nieraz absurdalne procedury, a będzie dobrze. Na treści wyroków ludzie zawsze będą narzekać, ale naprawdę o niebo lepiej by było, gdyby sprawy trwały po 3 miesiące, a nie po 5 lat.

Zatem wszystkich zainteresowanych kontynuacją kieleckiej serii uspokajam – możecie spokojnie jechać na długie wakacje :)

rozprawa

Trzynasta rozprawa w sprawie kieleckich weksli (Jaka jest kara za bezprawne nagrywanie narady sądowej?)

Na rozprawie był czas, aby jeden z oskarżonych (Dariusz K., ten, który nabywał weksle) złożył z własnej woli obszerne wyjaśnienia dotyczące tej sprawy i zebranego materiału dowodowego.

Wyjaśniał, że dla niego sprawa zaczęła się, jak przyszedł do niego jeden z obecnych współoskarżonych (Marcin S.) z propozycją sprzedaży mu weksli. Weksle miały być w posiadaniu drugiego współoskarżonego (Pawła K.), który miał je otrzymywać od wystawców w zamian za udzielane im pożyczki. Składający ofertę sprzedaży weksli wywoływał presję czasową, twierdząc, że jest wielu innych kupców zainteresowanych tą transakcją. Weksle miałby być sprawdzone przez prawników „w Warszawie”, którzy potwierdzili ich prawdziwość. Wówczas nic nie wzbudzało wątpliwości pana Dariusza. Ponadto reakcja wystawców weksli, którzy niemal wszyscy twierdzili, że weksli nie podpisywali, utwierdzała go w przekonaniu, że weksle są poprawne – tłumaczenia wystawców bowiem były kłamstwem (pobieżna analiza grafologiczna wykazała, że podpisy pochodzą z rąk wystawców, okazało się to potem faktem – żaden z podpisów na wekslu nie został nigdy oceniony jako sfałszowany). Jego wątpliwości nie budziły też duże sumy na wekslach – zgodnie z zebranymi przez niego statystykami, emeryci są w Polsce najbardziej zadłużoną grupą społeczną. Nadto oskarżony zasięgnął informacji od osób i firm, które zajmują się tego typu pożyczkami – czy zdarzają się pożyczki na kwoty takiego rzędu. Odpowiedź była twierdząca.

Dopiero po zakupie weksli, w październiku 2013, Dariusz K. dowiedział się, że osoba wpisana na wekslach jako remitent, w rzeczywistości nie była obecna przy wręczaniu wszystkich weksli [w rzeczywistości nie była przy wręczaniu żadnego weksla – LM]. Wówczas do Dariusz K. postanowił porozmawiać z remitentem i nagrać te rozmowy z nim. W rozmowach tych remitent nadal podtrzymywał fałszywą wersję, że sam pożyczał tym ludziom pieniądze, a oni mu wręczali za to weksle. Poproszony o udzielenie takiej odpowiedzi na piśmie, potwierdził w nim, że to on udzielał pożyczek.

Nadto Dariusz K. zwraca uwagę, że w dniach jego spotkań ze współoskarżonymi, analiza rozmów (billingów) i logowań ich telefonów komórkowych wskazuje, że przed i po spotkaniach z nim, współoskarżeni nasilali swoje kontakty między sobą. Ma to wspierać linię obrony Dariusza K. , zgodnie z którą to on jest osobą poszkodowaną przez dwóch współoskarżonych, którzy doprowadzili go do tego, że weksle te kupił za sumę 500 000 zł.

Dariusz K. przedstawił rozpiskę na temat tego, jak wystawcy reagowali na kierowane do niego żądania do zapłaty. Większość z nich zaprzeczała, że składała podpisy na wekslu (choć jedne z wystawców potwierdził fakt wystawienia weksla i nawet dobrowolnie go spłacił). Na etapie przedsądowym żaden z wystawców nie wskazywał, że weksle te były przez niego wystawiane, ale mogły zabezpieczać roszczenie innego podmiotu [dziś wiemy, że weksle te wypłynęły z obecnego Getin Noble Bank SA]. W związku z takimi zarzutami, posiadacz weksli zdecydował się na wytoczenie serii powództw sądowych, aby w procesie sądowym zostało ustalone, czy podpisy na wekslach są prawdziwe. Dopiero po nagłośnieniu spraw sądowych, zaczęły wypływać na wierzch inne zarzuty wekslowe. Pozywający z weksli oskarżony jednak nigdy nie prowadził z nich egzekucji komorniczej, ani postępowania zabezpieczającego, chcąc poczekać na prawomocne zakończenie spraw. Nie doczekał się, ponieważ do akcji wkroczył prokurator.

Oskarżony odniósł się też do stawianego mu zarzutu, jakoby wspólnie z współoskarżonymi umówili się na indos weksli, aby uniemożliwić wystawcom obronę zarzutami wynikającymi ze stosunku podstawowego. Dariusz K. uznaje ten zarzut za niesłuszny, ponieważ w tej sprawie wszystkie indosy zostały dokonane w dacie po terminie płatności weksla, zatem miały charakter zwykłych przelewów wierzytelności, a posiadacz weksli nie był chroniony przed zarzutami osobistymi wystawców (brak ochrony wynikającej z art. 10 lub art. 17 prawa wekslowego).

***

Trzynasta, nomen omen, rozprawa była pechowa dla jednego z oskarżonych, który pozostawił włączony dyktafon na czas przerwy związanej z naradą sądu. Wezwany sądowy informatyk stwierdził, że nawet po skasowaniu plików z nagraniem, będą one mogły być odzyskane przez wyspecjalizowaną w tym osobę. Zatem sąd zarekwirował dyktafon do czasu zakończenia sprawy, i nałożył na jego posiadacza grzywnę w wysokości 3000zł.

***

Z serii „przedszkole”.
Jeden z oskarżonych po przerwie powiedział sądowi, że współoskarżony go kopnął, na co ma świadków. Kopiący mówił, że to tamten podstawił mu nogę jak sam szedł :)

Dwunasta rozprawa w sprawie kieleckich weksli

Na dzisiejszej rozprawie byli przesłuchiwani dwaj świadkowie.

Pierwszy z nich miał pomóc wyjaśnić pochodzenie weksli. Był funkcjonariuszem Centralnego Biura Śledczego, który w latach ’90 brał udział w przeszukaniu firmy obsługującej bank, z którego zaginęły weksle. Zeznał, że podczas przeszukania nie widział w tej firmie żadnego weksla. Jest to o tyle istotne, że jedna z zarzucanych poszlak polega na tym, że weksle zostały wówczas w czasie przeszukania zajęte przez CBŚ, a stamtąd wykradzione przez jednego ze współoskarżonych, który jest byłym policjantem.

Drugi świadek zeznawał na okoliczność… nawet nie wiem na jaką, gdyby rzeczywiście przed przesłuchaniem świadków w tej sprawie zadano by sobie pytanie, co oni mają wnieść do sprawy, to okaże się, że 90% z nich jest zbędnych :)

Tak czy siak miał on zeznać, że dawał, albo nie dawał jednemu z oskarżonych pieniądze na zakup weksli od ich rzekomego uprawnionego posiadacza. Zeznał, że takich pieniędzy nie dawał. Nie to jest jednak istotne, ale ujawniona przy okazji dykteryjka, która znów pokazuje, że mam chyba zupełnie inny tok rozumowania niż obecni na sali prawnicy.

Otóż świadek ten był winny pewnej firmie 400 000zł z tytułu zapłaty za roboty budowlane. Następnie wierzytelność tę wierzyciel, nazywany tutaj EKOTERM, przelał na zasadzie cesji na jednego z oskarżonych w niniejszej sprawie. Po cesji oskarżony, na zabezpieczenie wierzytelności, przyjął wystawiony przez świadka-dłużnika weksel na swoją rzecz, a następnie za pomocą tego weksla uzyskał na siebie tytuł wykonawczy.

Świadek czuje się poszkodowany, ponieważ:
1) Firma EKOTERM rzekomo wypowiedziała umowę cesji wierzytelności
2) Następnie należność odzyskała od Urzędu Miasta, jako solidarnie odpowiedzialnego na podstawie przepisów szczególnych o solidarnej odpowiedzialności za roszczenia za roboty budowlane.

I oczywiście pytania do nabywcy wierzytelności – dlaczego nadal dochodzi należności z weksla, skoro dłużnik pierwotny jest już zaspokojony.

Tymczasem – nie doszło do cesji zwrotnej, na pewno nie dokonywał jej nabywca, a „wypowiedzenie” cesji wierzytelności przez zbywcę nie jest możliwe.

Zatem, jeśli już doszło tu do jakiegoś oszustwa, to takiego, że firma EKOTERM doprowadziła do otrzymania od Urzędu Miasta wierzytelności, której już nie posiadała. Tego wątku jednak nikt nie poruszył. W sumie słusznie, bo nie jest to przedmiotem tej sprawy, dlaczego jednak czynić cesjonariuszowi zarzut, że dochodzi należności, i dlaczego miałby zaprzestać takich działań, „bo dłużnik spłacił niewierzyciela”. Znów widzę tutaj niezrozumienie istoty zagadnień, które się komuś zarzuca. I takie mam właśnie wrażenia z tej już kilkuletniej sprawy.

Jedenasta rozprawa w sprawie kieleckich weksli

Na dzisiejszej rozprawie zostały odsłuchane nagrania z rozmów osobistych i telefonicznych prowadzonych pomiędzy remitentem weksli – Pawłem K. i jednym z ich nabywców Dariuszem K. Rozmowy były nagrywane przez tego nabywcę weksli.

W rozmowach, odbytych już wówczas, jak zaczęło się okazywać, że weksle mogą nie mieć legalnego pochodzenia, możemy usłyszeć, jak remitent potwierdza, że weksle te zostały wystawione albo na jego rzecz, albo na rzecz jego kolegi, z którym mieli pożyczać wystawcom weksli pieniądze. Nabywca weksli wielokrotnie prosi remitenta o potwierdzenie tych informacji w jakiejkolwiek formie pisemnej, tłumacząc, że nawet niepotwierdzenie przez remitenta tego faktu, to znaczy przyznanie się, że remitenta nie było w rzeczywistości przy wystawianiu weksli, spowoduje, że będzie on mógł wycofać sprawy z sądu. Bez takiego jednoznacznego stwierdzenia ze strony remitenta nabywca nie chciał wycofywać spraw z sądu, ponieważ mógł mieć potem utrudnioną możliwość do dochodzenia roszczenia zwrotnego od nieuczciwego remitenta.

Ostatecznie do jasnego i pisemnego zdeklarowania się remitenta nie doszło.

Zdaniem nabywcy weksla jest to dowód na to, że był gotów wycofać sprawy z sądu, gdyby dostał od remitenta wiarygodną informację o jego nieuczciwości, oraz na to, że remitent zapewniał go o tym, że weksle pochodzą z legalnego źródła.

Zdaniem jednej z poszkodowanych osób jest to dowód na to, że oskarżeni uzgadniali swoje zeznania.

***

Przyszła odpowiedź z ośrodka badawczego na pytanie, czy jest możliwość zbadania wieku (czasu) naniesienia pisma maszynowego. Badanie takie nie jest możliwe do przeprowadzenia, ponieważ tusz maszyny do pisania nie ulega rozkładowi w czasie w taki sposób, aby można było (przynajmniej w tym ośrodku) określić wiek pisma. Jest to możliwe tylko w przypadku pisma naniesionego pastą długopisową, czyli pisma ręcznego.

Dziesiąta rozprawa w sprawie kieleckich weksli (oraz o badaniu wieku pisma)

Przed wakacjami wydawało się, że będzie tak pięknie. We wrześniu dwa terminy, a potem wyrok. Jednak okazało się, że dzisiejszy wrześniowy termin będzie jedynym, kolejny spadł, a następne wyznaczone już przezornie na listopad, grudzień i styczeń. Wniesiono nowe wnioski dowodowe, więc na szybkie zakończenie nie ma co liczyć.

Dzisiejszy termin upłynął wyłącznie na wnoszeniu i zatwierdzaniu nowych wniosków dowodowych, głównie polegających na przesłuchaniu świadków wszelakich na okoliczności różne. Co z tego wyjdzie, to się okaże w przyszłości, więc nie będę się tutaj o tym rozpisywał, zwrócę tylko uwagę na wniosek dowodowy polegający na zbadaniu i stwierdzeniu przez biegłego, kiedy weksle były wypełnione pismem maszynowym.

Co do zasady dowód ten jest dość ciekawy w różnych sprawach wekslowych. Pozwala określić kiedy weksel był uzupełniony, a tym samym może dać odpowiedź na pytanie, czy na przykład treść weksla mogła być naniesiona przez samego wystawcę w czasie wystawiania weksla, czy też może pochodzi już od remitenta, który w jakiś czas po wystawieniu weksla go uzupełnił.

Badanie wieku pisma jest możliwe z tego powodu, iż tak zwane pasty długopisowe, czyli potocznie pisząc tusze w długopisach, charakteryzują się po pierwsze swoim indywidualnym składem, po którym można określić, czy dwa pozornie tak samo wyglądające kolory pisma były naniesione tym samym, czy innym długopisem. Po drugie – proces schnięcia pasty długopisowej na papierze (a tym samym zmiana jej składu chemicznego w czasie) jest długotrwały, co powoduje, że pobierając jej próbkę z papieru można, oczywiście z dość dużym marginesem błędu, określić kiedy pismo zostało naniesione. Z dostępnej mi literatury i opinii wynika, że proces schnięcia tuszu wynosi około dwa lata, to znaczy że w czasie tych dwóch lat można określić mniej więcej kiedy pismo zostało naniesione (na przykład czy było to pół roku temu, czy półtora roku temu), a powyżej dwóch lat można już tylko stwierdzić, że pismo pojawiło się ponad 2 lata temu, to znaczy może 3 lata, może 10. Podawane tutaj okresy należy uznawać za przykładowe, i zależne od wielu czynników, od rodzaju pasty długopisowej zaczynając, a na dostępnej metodzie badania skończywszy. To, co ważne, i co powinien brać pod uwagę każdy obmyślający taką taktykę obrony lub ataku, to fakt, że czasami określenie wieku pisma jest możliwe, a im wcześniej się przeprowadzi badanie, tym większa szansa na uzyskanie opinii – zatem „leżakowanie” weksla w aktach sprawy przez lata nie służy możliwości przeprowadzenia badania – lepiej wykonywać je na bieżąco i bez zbędnej zwłoki.

W przypadku naszej kieleckiej sprawy badanie komplikuje fakt, że nie mamy do czynienia z pismem długopisowym, tylko z pismem naniesionym maszyną do pisania. Nie wiadomo, czy proces schnięcia tuszu takiej maszyny również podlega podobnym procesom, jak schnięcie pasty długopisowej, a tym samym, czy przeprowadzenie badania wieku pisma jest możliwe. Odpowiedź na to pytanie ma być udzielona przez odpowiedni instytut, i od niej zależy wówczas ewentualne dopuszczenie tego środka dowodowego.

Inną sprawą jest fakt, że badanie to miałoby być przeprowadzone na okoliczność tego, że jeden z nabywców weksli nie dokonał ich samodzielnego uzupełnienia, tylko kupił weksle już wypełnione. W tym przypadku wydaje mi się, że konieczność przeprowadzania takiego dowodu jest wątpliwa z kilku przyczyn. Po pierwsze, nie sądzę, aby dokładność badania była tak duża, aby z całą pewnością, jeśli w ogóle, mogła stwierdzić, że weksel był wypełniony w danym dniu, a nie kilka tygodni wcześniej lub później. Po drugie – nikt w procesie nie zarzuca temu nabywcy, że weksle uzupełnił po ich zakupie. Bezspornym jest fakt, że indosowanie weksli odbywało się już po ich uzupełnieniu.

Kolejny zaplanowany termin 21 listopada.

Dziewiąta rozprawa w sprawie kieleckich weksli

W sądzie już wakacje. Część świadków nie poprzychodziła. Dlatego rozprawa zamiast trwać tyle co zwykle, czyli przynajmniej pół dnia, trwała niecałe dwie godziny. Dobrze, że oskarżeni powpłacali już kaucje i nie siedzą w areszcie, bo to byłby kolejny termin, na którym niewiele się działo.

Jeśli nie powiedzieć, że nic konkretnego.
Przesłuchano kasjerkę ze Wschodniego Banku Cukrownictwa, która mogła mieć informacje na temat weksli z tego banku. Ale nie miała, bo już nic nie pamiętała.
Zeznawał także jeden z poszkodowanych, który nadzwyczaj dobrze, jak na osobę poszkodowaną w tej sprawie, orientował się o co chodzi. Wiedział, że sprawa dotyczy weksli, pamiętał, że taki weksel mu okazywano, potwierdzał, że znajdowały się na nim jego dane i podpis, nawet pamiętał dość konkretnie gdzie taki weksel mógł podpisać. Mimo to nadal podtrzymuję swoje zdanie, że te wszystkie zeznania poszkodowanych co do zasady nie mają istotnego związku ze sprawą. Wiemy już, z jakiego banku wypłynęły weksle, to dobrze, tyle że nie zanosi się, aby w tej sprawie próbowano wyjaśnić jak dostały się w ręce oskarżonych. A jeśli tak, to fakt, jak i z którego banku wypłynęły jest mało ważny. Ważnym jest to, kto i kiedy weksle przerabiał, ucinał, czy wypełniał – czyli czynności niejako niezależne od zgubienia weksli przez bank. A na te przerabianie, ucinanie, czy wypełnianie – jakoś dowodów w sprawie póki co nie widać. To znaczy co do zasady czynności były wykonane, przynajmniej w przypadku niektórych weksli, ale przez kogo konkretnie? Akt oskarżenia opiera się na działaniu „wspólnie i w porozumieniu” wszystkich trzech sprawców i nie dzieli ich sprawstwa na poszczególne „czynoosoby”. Co z jednej strony stawia oskarżonych niejako w roli udowadniania nie bycia wielbłądem („jak nie ma dowodów, że ktoś konkretny przerabiał dany weksel, to oskarży się wszystkich trzech”). Z drugiej strony jest słabością aktu oskarżenia, bowiem oprócz bardzo ogólnych zarzutów dotyczących kilkudziesięciu weksli, jednostkowy oskarżony mógłby zadać pytanie – panie prokuratorze, o co właściwie jestem oskarżony? Proszę wskazać 1/3/5 weksli, w które *ja* miałbym wypełniać/przerabiać/ucinać. A już straszne jest, jak próbuje się czynić komuś zarzut karalny tylko z tego powodu, że należności wekslowej próbował dochodzić na drodze sądowej, tak jakby obowiązkiem wierzyciela było skulenie ogona i oddalenie się bezczynnie w przypadku każdej informacji od dłużnika negującej istnienie jego długu.

Jako ostatni zeznawał funkcjonariusz CBŚ, który w firmie zewnętrznej wykonującej usługi dla banku (firma pana Trojanowskiego, o którym pisałem w poprzednich relacjach) dokonywał zajęcia dokumentów w związku z prowadzoną sprawą o oszustwo. W dokumentach były weksle, które wraz ze wszystkim były pakowane do zaplombowanych worków. Po kilku dniach worki były inwentaryzowane, a zawartość w postaci weksli była deponowana w NBP. Tyle z zeznań, w rzeczywistości mogło być zupełnie inaczej.

Kolejna rozprawa we wrześniu.

Ósma rozprawa w sprawie kieleckich weksli

Dziś mniej o samej rozprawie, a więcej przemyśleń na temat systemu prowadzenia spraw karnych w Polsce.

Mniej o sprawie, bo składała się ona z przesłuchań dwóch świadków oraz małej przepychanki o dopuszczenie nowych środków dowodowych. Więcej o systemie, bo dzisiaj jeszcze bardziej jak wcześniej było widać jak marnuje się cenny czas rozpraw.

Pierwszą uwagą jest to, że sprawy są wyznaczane bardzo rzadko. Czasem raz w miesiącu, czasem raz na kilka miesięcy. To jest głównym powodem tego, że sprawy toczą się by(ta już trwa rok z hakiem). Potem skutkuje to tym, że od pierwszej rozprawy do prawomocności mijają dekady. Pomijając już to, co się na rozprawach robi i czy rzeczywiście jest to potrzebne (o tym za chwilę), główną bolączką przewlekłości rozpraw jest zatem to, że nie mogą się one toczyć co tydzień, o rozprawach z dnia na dzień już nie mówiąc. To znaczy mogą się toczyć (są państwa, które dają przykład, że jest to możliwe), ale niestety nie w polskich warunkach. Po pierwsze dlatego, że system organizacji pracy polskiego sędziego jest taki, że nie jest on w stanie przez bity miesiąc zajmować się tylko jedną sprawą. Drugim powodem – bardziej pretekstem podawanym prze sąd – jest to, że musi mieć czas na wzywanie kolejnych świadków (pisałem już kiedyś, że w polskim sądzie doręczyciel jest ważniejszy od sędziego). Wszystko to jest kwestią odpowiedniej organizacji pracy (bynajmniej nie zależnej od sędziów, to nie do nich te uwagi), bo nawet świadków można wezwać wszystkich na zakreślone z góry terminy w czasie tych kilku tygodni, na które można by wyznaczyć prowadzenie sprawy.

Po drugie istnieje zasada, że dowody przeprowadza się na rozprawie. Już z gruntu widać, że zasada ta nie ma racjonalnych podstaw, bo w czym dowód z zeznań świadka na rozprawie miałby być lepszy od takich samych zeznań złożonych w oficjalny sposób na wiele miesięcy przed rozprawą. Można by to jednak przeboleć, gdyby już te dowody przeprowadzane na rozprawach rzeczywiście odzwierciedlały może już znane informacje (z wcześniejszych przesłuchań), byle by były one istotne dla sprawy. Tymczasem w tej sprawie 80% zeznań świadków było mało wartościowych w wyjaśnianiu okoliczności sprawy, pomijając już fakt, że często były to zeznania sprzeczne ze składanymi wcześniej przez te same osoby. Bo jakąż to wartość ma kilkadziesiąt takich samych zeznań świadków o tym, że w latach dziewięćdziesiątych podpisali oni jakieś weksle dla jakiegoś banku? Ustalić, skąd te weksle się wzięły, oczywiście warto, ale czy warto przeznaczać kilka dni (sic!) rozpraw na zeznania osób, które w praktyce nic do sprawy nie wnoszą?

Piszę to trochę pod negatywnym wrażeniem dzisiejszych zeznań dwóch świadków, bo ich treść szczególnie zobrazowała miałkość zasady konieczności osobistego składania zeznań przed sądem.

Jeden pan dzisiaj zeznał, że widział weksel, na którym znajdowała się pieczątka jego firmy i jego podpis, kategorycznie jednak zarzekał się, że pieczątka nie była oryginalna, a podpis nie pochodził od niego. By potem podczas odczytywania jego wcześniejszych zeznań usłyszeć, że jednak przyznaje się do prawdziwości podpisu! Dlaczego zeznał inaczej? Bo nie pamiętał, bo wówczas miał okazywany dokument, a teraz nie. Praktycznie wszyscy dotychczasowi świadkowie zeznawali, że nie pamiętają, albo zeznawali inaczej niż wcześniej, albo na siłę odpowiadali na zadawane pytania nie umiejąc powiedzieć „nie wiem”.

Kiedyś przeprowadzono eksperyment psychologiczny polegający na tym, że zahipnotyzowanej osobie polecano, aby po wyjściu z hipnozy poszła po parasolkę (mimo że nie padało). Osoby wykonywały polecenie, a pytane później dlaczego wzięły parasolkę (nie pamiętały bowiem samego polecenia pójścia po parasolkę) racjonalizowały to tłumacząc to na przykład tym, że chciały za chwilę wyjść na dwór, a może padać i tym podobne. Żadna z nich nie miała na tyle odwagi, aby powiedzieć „kurczę, ale głupota, nie wiem!”

Podobnie w tej sprawie. Czy podpisywał pan weksel? Pan nie odpowie „nie pamiętam”. Pan odpowie „nie”, bo skoro padło pytanie, musi być konkretna odpowiedź. Każdą osobę z poszkodowanych pytano, czy podpisywały deklarację wekslową, chyba żadna z nich nie spytała się „co to jest deklaracja wekslowa”. Odpowiedzi padały różne, że tak, że nie, nie miały one jednak żadnej wartości, były tylko swoistym racjonalizowaniem – skoro było pytanie, to muszę odpowiedzieć, a że nie pamiętam, to powiem, że nie. Konia z rzędem temu, kto udowodni mi, że w grupie kilkudziesięciu osób wszystkie dokładnie czytały podsuwane przez bank dokumenty, czy na przykład wiedzą co to jest deklaracja wekslowa.

W drugiej części rozprawy był rozpatrywany wniosek dowody Dariusza K. (nabywcy weksli) polegający na przeprowadzeniu ekspertyzy przez biegłego billingów rozmów telefonicznych pomiędzy oskarżonymi wraz z badaniem miejsca prowadzonych rozmów na podstawie danych z BTSów. Pisząc w wielkim skrócie, dowód miałby wykazać, że dwaj pozostali oskarżeni byli w zmowie przeciwko Dariuszowi K., który kupił od nich weksle stając się ofiarą ich intrygi, a nie jej współtwórcą. Przyznam się, że wniosek ten wytrącił mnie z lekkiego letargu – pomyślałem – w końcu jakieś „mięsko”. W końcu chociaż jakaś próba ustalenia kto tu jest przekręcającym, a kto przekręconym; to clou tej sprawy.

Tymczasem na widowni „ooo, chcą przedłużyć sprawę”. Prokurator oponuje, że wszystko jest przecież w aktach (w postaci gołych plików excelowskich, którymi nikt się do tej pory nie zajmował, skoro tak ważne jest przeprowadzanie dowodów na rozprawie, więc?), sąd zdaje się zniecierpliwiony, bo już musi rozprawy na wrzesień wyznaczać. Tak jakby się niektórym wydawało, że sprawa polega tylko na tym, że się przesłucha samych poszkodowanych (którzy tak naprawdę niewiele wnoszą do sprawy jako takiej). A dla mnie postępowanie dowodowe dopiero się rozpoczęło.

Jeśli się w ogóle rozpocznie, bo może sąd odrzuci taki wniosek. Jest dużo poszkodowanych, musi się znaleźć winny, bez względu na prawdę ;)

Siódma rozprawa w sprawie kieleckich weksli

Po kilkumiesięcznej przerwie (bo a to termin sąd odwołał, a to nie przybył adwokat jednej z oskarżonych stron) odbyła się kolejna, siódma już, rozprawa. W całości składała się z przesłuchań świadków.

Przesłuchano kilka osób, pracowników banku, na rzecz którego poszkodowane osoby wystawiały weksel. Odpowiedzi niewiele wniosły do sprawy, a wręcz wprowadzały jeszcze więcej zamieszania. Na przykład:

– jedne osoby twierdziły, że do weksli były deklaracje wekslowe, a inne osoby twierdziły, że ich nie było

– jedne osoby twierdziły, że po spłacie zobowiązania weksle były zwracane wystawcom, inne twierdziły, że komisyjnie niszczone, a jeszcze inne – że pozostawiane w dokumentacji

– pracownicy twierdzili, że na wekslu nie nanosili numerów umów kredytowych, ponieważ rzekomo miałoby to powodować nieważność weksla.

Przesłuchiwany był także pan Jerzy Trojanowski, dawny właściciel firmy Kredyt-Serwis. Firma ta współpracowała z bankiem w ten sposób, że jej pracownicy zawierali z klientami umowy kredytowe w sklepach, które dokonywały sprzedaży na raty. Następnie dokumenty te, łącznie z wekslami, były przekazywane do banku. Po spłacie kredytu firmę Kredyt-Serwis nic więcej nie interesowało, jednakże w przypadku braku spłaty długu przez klienta, obowiązek ten przypadał firmie Kredyt-Serwis, która spłacając dług, otrzymywała tę wierzytelność w ramach cesji zwrotnej od banku, łącznie z czystym blankietem weksla. W roku 1995 „wskutek dziwnej sytuacji” została w firmie przeprowadzona rewizja przez CBŚ, w wyniku której zarekwirowano jej weksle. Próbowano postawić firmie zarzut „oszustwa wielkich rozmiarów” ale już po 10 latach zarzuty zostały „wyrzucone przez sąd do kosza”, a prokurator umorzył postępowanie z uwagi na brak znamion przestępstwa. Pozostała kwestia zwrotu zajętych dokumentów, co było o tyle trudne, że nie zostały one dokładnie skatalogowane przy zajęciu (w protokole zajęcia operowano pojęciami „zielony segregator 1szt”. itp.). Jak przyznaje pan Trojanowski, zajętych weksli było bardzo dużo, może nawet kilka tysięcy weksli. I Te kilkadziesiąt, czy też kilkaset weksli, które pojawiają się w tej sprawie zostało właśnie wyprowadzonych z magazynu CBŚ i przestępczo użyte. Sam uważa, że został oszukany przez wymiar sprawiedliwości na 6 milionów złotych.

Zeznania składało także troje pracowników nabywcy weksla – detektywa Dariusza K. Opisywali, że w marcu, kwietniu 2013 roku w firmie pojawiła się sprawa weksli, które szef miał zamiar kupić od swojego ówczesnego przyjaciela, obecnie współoskarżonego. Dostali od niego listę dłużników, z których wybrali takich z okolic miejscowości, w której prowadzili firmę. Środki na zakup weksli pochodziły miedzy innymi z kredytu. Po otrzymaniu weksli pracownicy zajmowali się kontaktem z dłużnikami, którzy jednakże w większości zaprzeczali, aby ich podpisy znajdowały się na wekslu. W odpowiedzi na takie obiekcje nabywca weksla zdecydował o skierowaniu sprawy do sądu o zapłatę, jako że jest to właściwy organ uprawniony do rozstrzygania takich sporów.

Kolejnym świadkiem była pani radczyni prawna, która przystąpiła do około 20 spraw sądowych nabywcy weksla w sytuacji, kiedy zaczęły napływać zarzuty. Pozwane osoby w zarzutach nadal kwestionowały prawdziwość swojego podpisu na wekslu, żadna z nich nie podnosiła zarzutu, z którego mogło by wynikać, że weksel taki podpisała, ale na zabezpieczenie kredytu bankowego. Do rozstrzygnięcia sporu poprzez ustalenie prawdziwości podpisu jednak nie doszło, bo jak sprawa zaczynała być medialna, sądy zaczęły zawieszać postępowanie, a sam wierzyciel nawet jeśli dysponował prawomocnym nakazem zapłaty, nie kierował go do egzekucji.

W czerwcu dwie kolejne rozprawy.

Szósta rozprawa w sprawie kieleckich weksli

Na ostatniej rozprawie kończono przesłuchiwać wystawców weksli. Tym razem były to osoby, wobec których nie wysuwano roszczeń o zapłatę, a ich weksle zostały ujawnione podczas prowadzenia śledztwa w tej sprawie.

Jako na ciekawą informację warto zwrócić uwagę na zeznania jednej z wystawczyni, która opisywała okoliczności podpisania weksla. Pracownik w sklepie, w którym kupowała na raty i składała swoje podpisy uspokajał ją: Czego się pani boi? Jak pani spłaci, to weksel zostanie zniszczony.

Niszczenie weksla to chyba największy mit w obrocie wekslowym. Mało kto wie, że zniszczenie weksla nie unieważnia zobowiązania wekslowego, ponieważ możliwa jest wówczas jego (weksla) amortyzacja (umorzenie), a dysponując wyrokiem umarzającym weksel umożliwia on dochodzenie roszczenia tak jak byśmy posiadali weksel. Można to porównać na przykład do zniszczenia swojego prawa jazdy – nie powoduje to utraty uprawnienia do kierowania odpowiednimi pojazdami, jedyny kłopot polega na wyrobieniu wtórnika dokumentu. Jedyną możliwością faktycznego umorzenia (spłaty) zobowiązania wekslowego jest zwrot weksla wystawcy. Dawno już pisałem, że wystawca nie powinien godzić się na jakiekolwiek „niszczenie” weksla przez posiadacza jako formę jego umorzenia.

Zeznania składali też pracownicy i współpracownicy banku.

Jeden z nich opowiadał o procesie niszczenia dokumentów. O tym jak brał udział jednorazowo w zniszczeniu w Lublinie dużej ilości dokumentów bankowych. Nie mam zielonego pojęcia jakie te zeznania miały związek ze sprawą, skoro pan nie potrafił powiedzieć, czy w procesie utylizacji były niszczone jakiekolwiek weksle, nie wspominając już o tym, aby miały być to weksle z tej sprawy. Mogliśmy się za to dowiedzieć fascynującej informacji, że gdzieś, kiedyś, jakiś bank pociął trochę papieru na cienkie paski.

Inny pracownik banku Wschodni Bank Cukrownictwa (obecny Getin Noble Bank) zeznawał, że weksle po spłacie kredytu były zwracane wystawcom… ale tylko na ich żądanie. Jeśli ktoś nie wyrażał takiego żądania, weksel był archiwizowany razem z umową.

Po co Getinbankowi masy weksli, których dłużnicy już spłacili swoje roszczenie – tego nie wiem. Chyba tylko po to, aby kusić los. Może warto byłoby przeprowadzić akcję ich zwrotu?

Zeznania składał też jeden pan, który na allegro w 2013 sprzedał jednemu z oskarżonych kilkadziesiąt weksli o wartości historycznej (z okresu PRL i starsze). Oskarżony od razu przedstawił dowód w postaci okazania tych weksli. Jaki ten fakt ma związek z tą sprawą – jeszcze nie wiem, ale zapewne jest w tym jakaś strategia oskarżonego ;)

Kolejna rozprawa w lutym 2016.

Piąta rozprawa w sprawie kieleckich weksli

Sprawy sądowe, cywilne i karne, co do zasady prowadzone są na rozprawach. Dzięki temu to, co strony mogą wyjaśnić w pismach i dowodach z dokumentów, powtarza się jeszcze raz na rozprawie, które często są pustymi terminami. W sprawach karnych to, co świadkowie zeznali w trakcie wcześniejszego postępowania, jest powtarzane jako zeznania w sądzie, a potem jeszcze raz odczytywane są zeznania złożone wcześniej na piśmie. Bez znaczenia, że zeznania nie wnoszą nic do sprawy…

Mogłem zatem uraczyć się na przykład takimi zeznaniami świadków:

– „Nie widziałem nigdy żadnego weksla”
za chwilę:
– „kiedyś podpisywałem weksel na zakup narożnika”.

albo:

– „Znam pana S., syn przyprowadzał go do domu”
by dalej podczas odczytywania wcześniejszych zeznań dowiedzieć się:
– „Nie znam pana S.”

Chyba tego i tak nikt nie słuchał, bo się o takie detale nie dopytywał.

Jeden z obrońców oskarżonych każdego świadka dopytywał „czy podpisywał deklarację wekslową”, na co odpowiedź była zawsze „nie pamiętam” lub „nie wiem”. Być może na braku deklaracji chce oprzeć jakąś linię obrony, ale chyba nie taką, że brak deklaracji oznacza, że weksel może wypełnić ktokolwiek kiedykolwiek? Pomijając już fakt, że deklaracja wekslowa, to znaczy umowa wekslowa na pewno jakaś była, jeśli nie jako osobny dokument, to w postaci umowy kredytowej z Getinbankiem, który te weksle „zgubił” (dawny Wschodni Bank Cukrownictwa), a w najgorszym przypadku w formie ustnych lub dorozumianych ustaleń.

Prokurator z kolei każdego dopytywał się, czy ten kredyt na zakup mebli, AGD etc, który te weksle zabezpieczały, został spłacony. Oczywiście każdy zeznawał, że tak, co też nie ma najmniejszego znaczenia, bo dobrej wiary nabywcy nie niweczy spłacony kredyt, z kolei zła wiara pozostaje złą wiarą, nawet jak kredyt nie został spłacony i z faktu niespłacenia kredytu nie wynika, że ktoś może taki weksel wykraść i na siebie uzupełnić.

Kolejna rozprawa w grudniu.

Czwarta rozprawa w sprawie kieleckich weksli

…była bardzo nużąca. Przesłuchano kolejnych 20 świadków-wystawców weksli, a zeznania niewiele do sprawy wnosiły.

Większość z nich, po otrzymaniu wezwania do zapłaty z weksla, zaprzeczała wobec jego posiadacza, aby w ogóle jakikolwiek weksel podpisywali. Wszyscy zgłaszali sprawę do prokuratury, niektórzy nawet bez kontaktu z wierzycielem. Tezy o niepodpisywaniu weksla podtrzymywali przy oficjalnych zeznaniach. W każdym przypadku, oprócz jednego, okazywało się jednak potem, że weksle były jednak podpisane przez wystawców, a wcześniejsze zaprzeczanie wynikało z tego, że wystawcy już nie pamiętali momentu wystawiania weksli. Co ciekawe, tylko w jednym przypadku analiza grafologiczna wykazała, że podpis nie należał do osoby, którą posądzano o jego złożenie. Jednakże nikomu nie przedstawiono zarzutu sfałszowania podpisu.

Prawie w każdym przypadku zgodnie z sugestiami dawanymi przez prokuratora poszkodowani zeznawali, że weksle te były wystawiane w związku z kredytami na zakup artykułów AGD i mebli branymi we Wschodnim Banku Cukrownictwa (czyli obecnym Getin Bank, jak pisałem wcześniej), a pośrednikiem w udzielaniu kredytów i podmiotem, któremu weksle były wręczane, była firma Kredyt-Serwis. Niektórzy nawet do tej pory posiadali deklaracje wekslowe, z których wynikało, że po spłacie kredytów weksle miały być komisyjnie zniszczone. Jak już kiedyś pisałem, komisyjne niszczenie weksli nie jest dobrym pomysłem na ich utylizację, ponieważ wystawca nigdy nie ma pewności, że do zniszczenia rzeczywiście doszło. Tak jak w niniejszej sprawie.

Nadto świadkowie zarzucali wierzycielowi złe prowadzenie działań windykacyjnych tychże weksli, polegające między innymi na nieinformowaniu przez indosatariusza o stosunku podstawowym związanym z wystawionymi wekslami, namawianie do spłaty wierzytelności, czy tez „ironiczne uśmiechanie się” podczas rozmowy (kilku świadków tak zeznało używając dokładnie tego określenia, zadziwiająca zbieżność!).

W sądowych kuluarach można było usłyszeć plotkę, że właściciel firmy pośredniczącej w udzielaniu kredytów dla tego banku, firmy Kredyt-Serwis, której wystawcy wręczali weksle, prowadził ją ze wspólniczką, obecną posłanką Platformy Obywatelskiej. I dlatego prokurator nie badał dokładnie roli tej firmy w wycieku weksli do obiegu.

W związku ze wpłatą przez pozostających dotychczas w areszcie oskarżonych kaucji w wysokości po 100 000 złotych, zostali oni zwolnieni z aresztu.