Weksel jest papierem cennym. Ustanawia zobowiązanie bezwarunkowe, niezależne od jakiegokolwiek zdarzenia. Ustala dług pieniężny, ściśle określony co do sumy. Zawiera abstrakcyjną obietnicę zapłaty. Obietnicę jednostronną w której wierzyciel ma jedynie prawa, a nie obowiązki. Jest przeważnie papierem obiegowym na zlecenie. Musi zadość czynić pewnym warunkom formalnym, a przede wszystkim zawierać wzmiankę, iż jest wekslem. Zobowiązuje ‘wekslowo’ wszystkie osoby, które się na nim podpiszą.

Ósma rozprawa w sprawie kieleckich weksli

Dziś mniej o samej rozprawie, a więcej przemyśleń na temat systemu prowadzenia spraw karnych w Polsce.

Mniej o sprawie, bo składała się ona z przesłuchań dwóch świadków oraz małej przepychanki o dopuszczenie nowych środków dowodowych. Więcej o systemie, bo dzisiaj jeszcze bardziej jak wcześniej było widać jak marnuje się cenny czas rozpraw.

Pierwszą uwagą jest to, że sprawy są wyznaczane bardzo rzadko. Czasem raz w miesiącu, czasem raz na kilka miesięcy. To jest głównym powodem tego, że sprawy toczą się by(ta już trwa rok z hakiem). Potem skutkuje to tym, że od pierwszej rozprawy do prawomocności mijają dekady. Pomijając już to, co się na rozprawach robi i czy rzeczywiście jest to potrzebne (o tym za chwilę), główną bolączką przewlekłości rozpraw jest zatem to, że nie mogą się one toczyć co tydzień, o rozprawach z dnia na dzień już nie mówiąc. To znaczy mogą się toczyć (są państwa, które dają przykład, że jest to możliwe), ale niestety nie w polskich warunkach. Po pierwsze dlatego, że system organizacji pracy polskiego sędziego jest taki, że nie jest on w stanie przez bity miesiąc zajmować się tylko jedną sprawą. Drugim powodem – bardziej pretekstem podawanym prze sąd – jest to, że musi mieć czas na wzywanie kolejnych świadków (pisałem już kiedyś, że w polskim sądzie doręczyciel jest ważniejszy od sędziego). Wszystko to jest kwestią odpowiedniej organizacji pracy (bynajmniej nie zależnej od sędziów, to nie do nich te uwagi), bo nawet świadków można wezwać wszystkich na zakreślone z góry terminy w czasie tych kilku tygodni, na które można by wyznaczyć prowadzenie sprawy.

Po drugie istnieje zasada, że dowody przeprowadza się na rozprawie. Już z gruntu widać, że zasada ta nie ma racjonalnych podstaw, bo w czym dowód z zeznań świadka na rozprawie miałby być lepszy od takich samych zeznań złożonych w oficjalny sposób na wiele miesięcy przed rozprawą. Można by to jednak przeboleć, gdyby już te dowody przeprowadzane na rozprawach rzeczywiście odzwierciedlały może już znane informacje (z wcześniejszych przesłuchań), byle by były one istotne dla sprawy. Tymczasem w tej sprawie 80% zeznań świadków było mało wartościowych w wyjaśnianiu okoliczności sprawy, pomijając już fakt, że często były to zeznania sprzeczne ze składanymi wcześniej przez te same osoby. Bo jakąż to wartość ma kilkadziesiąt takich samych zeznań świadków o tym, że w latach dziewięćdziesiątych podpisali oni jakieś weksle dla jakiegoś banku? Ustalić, skąd te weksle się wzięły, oczywiście warto, ale czy warto przeznaczać kilka dni (sic!) rozpraw na zeznania osób, które w praktyce nic do sprawy nie wnoszą?

Piszę to trochę pod negatywnym wrażeniem dzisiejszych zeznań dwóch świadków, bo ich treść szczególnie zobrazowała miałkość zasady konieczności osobistego składania zeznań przed sądem.

Jeden pan dzisiaj zeznał, że widział weksel, na którym znajdowała się pieczątka jego firmy i jego podpis, kategorycznie jednak zarzekał się, że pieczątka nie była oryginalna, a podpis nie pochodził od niego. By potem podczas odczytywania jego wcześniejszych zeznań usłyszeć, że jednak przyznaje się do prawdziwości podpisu! Dlaczego zeznał inaczej? Bo nie pamiętał, bo wówczas miał okazywany dokument, a teraz nie. Praktycznie wszyscy dotychczasowi świadkowie zeznawali, że nie pamiętają, albo zeznawali inaczej niż wcześniej, albo na siłę odpowiadali na zadawane pytania nie umiejąc powiedzieć „nie wiem”.

Kiedyś przeprowadzono eksperyment psychologiczny polegający na tym, że zahipnotyzowanej osobie polecano, aby po wyjściu z hipnozy poszła po parasolkę (mimo że nie padało). Osoby wykonywały polecenie, a pytane później dlaczego wzięły parasolkę (nie pamiętały bowiem samego polecenia pójścia po parasolkę) racjonalizowały to tłumacząc to na przykład tym, że chciały za chwilę wyjść na dwór, a może padać i tym podobne. Żadna z nich nie miała na tyle odwagi, aby powiedzieć „kurczę, ale głupota, nie wiem!”

Podobnie w tej sprawie. Czy podpisywał pan weksel? Pan nie odpowie „nie pamiętam”. Pan odpowie „nie”, bo skoro padło pytanie, musi być konkretna odpowiedź. Każdą osobę z poszkodowanych pytano, czy podpisywały deklarację wekslową, chyba żadna z nich nie spytała się „co to jest deklaracja wekslowa”. Odpowiedzi padały różne, że tak, że nie, nie miały one jednak żadnej wartości, były tylko swoistym racjonalizowaniem – skoro było pytanie, to muszę odpowiedzieć, a że nie pamiętam, to powiem, że nie. Konia z rzędem temu, kto udowodni mi, że w grupie kilkudziesięciu osób wszystkie dokładnie czytały podsuwane przez bank dokumenty, czy na przykład wiedzą co to jest deklaracja wekslowa.

W drugiej części rozprawy był rozpatrywany wniosek dowody Dariusza K. (nabywcy weksli) polegający na przeprowadzeniu ekspertyzy przez biegłego billingów rozmów telefonicznych pomiędzy oskarżonymi wraz z badaniem miejsca prowadzonych rozmów na podstawie danych z BTSów. Pisząc w wielkim skrócie, dowód miałby wykazać, że dwaj pozostali oskarżeni byli w zmowie przeciwko Dariuszowi K., który kupił od nich weksle stając się ofiarą ich intrygi, a nie jej współtwórcą. Przyznam się, że wniosek ten wytrącił mnie z lekkiego letargu – pomyślałem – w końcu jakieś „mięsko”. W końcu chociaż jakaś próba ustalenia kto tu jest przekręcającym, a kto przekręconym; to clou tej sprawy.

Tymczasem na widowni „ooo, chcą przedłużyć sprawę”. Prokurator oponuje, że wszystko jest przecież w aktach (w postaci gołych plików excelowskich, którymi nikt się do tej pory nie zajmował, skoro tak ważne jest przeprowadzanie dowodów na rozprawie, więc?), sąd zdaje się zniecierpliwiony, bo już musi rozprawy na wrzesień wyznaczać. Tak jakby się niektórym wydawało, że sprawa polega tylko na tym, że się przesłucha samych poszkodowanych (którzy tak naprawdę niewiele wnoszą do sprawy jako takiej). A dla mnie postępowanie dowodowe dopiero się rozpoczęło.

Jeśli się w ogóle rozpocznie, bo może sąd odrzuci taki wniosek. Jest dużo poszkodowanych, musi się znaleźć winny, bez względu na prawdę ;)

Kredyt konsumencki a weksle – część 2

W zeszłym roku mogliście przeczytać wpis traktujący o bardzo ważnym temacie dla wielu firm z branży pożyczkowej. Temat ten sprowadza się do pytania:

Czy kupując weksle za gotówkę prowadzę działalność kredytową, a tym samym podlegam pod ustawę o kredycie konsumenckim lub ustawę o nadzorze nad rynkiem finansowym?

Odpowiedź na to pytanie determinuje nam to w jakiej formie prawnej i z jakim kapitałem zakładowym musimy prowadzić przedsiębiorstwo, a przede wszystkim nakłada na nas ograniczenia w kwestii opłat, które możemy pobrać od dłużnika lub możliwości rolowania pożyczki.

No właśnie, czy kupno weksla jest udzieleniem kredytu? W listopadowym wpisie zastosowano zachowawcze stwierdzenie, iż:

Tego typu kupno z dyskontem niewątpliwie ma funkcję kredytową. Sprzedający dostaje pieniądze, zobowiązuje się wcześniej, choć pod innym tytułem prawnym, że te pieniądze odda.

Z interpretacją jest jednak jak z… rozumem. Każdy ma swój.

Twierdzenie, że po przeprowadzonej transakcji zakupu weksla za gotówkę mamy do czynienia z relacją wierzyciel-dłużnik nie jest takie oczywiste. Wynika to z faktu, że jedną z funkcji weksla jest umarzanie zobowiązań. Po poprawnie przeprowadzonej transakcji, obie strony nie mają już do siebie żadnych roszczeń, z księgowego punktu widzenia wręczenie weksla jest bowiem spłatą zobowiązania. A nawet nie tyle spłatą, co zapłatą za wymienione dobra – gotówkę za papier wartościowy. Strony ani przez chwilę nie były sobie nic winne.

Do dalszego rozważania pozostawiam sytuacje, które jeszcze bardziej oddalają transakcje kupna weksli od prostego „sprzedawca dostaje pieniądze i zobowiązuje się oddać” – w sytuacji, gdy sprzedaży podlega weksel, w którym przyrzekającym zapłatę jest ktoś inny niż otrzymujący gotówkę sprzedawca, albo za weksel płaci kupujący, który nie jest wymieniony jako wierzyciel z tego weksla.

Wyrolowany

Przez dwa lata sąd prowadził sprawę po zarzutach pozwanego z weksla. Potem stwierdził, że była ona pomyłką, i zarzuty odrzucił. Pozwany do tej pory nie zdaje sobie z tego sprawy.

Często narzekam na sądy, że same sobie robią niepotrzebnie robotę, już nie mówiąc o tym, że szkodzą stronie próbującej dochodzić swojego roszczenia. Nie wydawanie nakazów zapłaty w postępowaniu nakazowym, tylko upominawczym, czy wręcz kierowanie postępowania od razu na rozprawę. O sytuacjach, gdzie nie można mówić tylko o braku dobrej woli sądu, ale o zwykłej ignorancji, już pisałem.

Sprawa z tego weksla wydawała się być czystą i typową. Remitent miał pieniądze i nie miał gdzie ich wydać. Wystawca pieniędzy nie miał, a wydatki owszem. Umówili się zatem, że jeden drugiemu przekaże pieniądze, w zamian za weksel zupełny. Trudno sobie wyobrazić bardziej przejrzystą sytuację. Za otrzymaną gotówkę zadowolony wystawca własnoręcznie w całości wystawił weksel:

weksel

Jak to zwykle bywa, wystawca otrzymawszy pieniądze żadnych zastrzeżeń nie ma, jednak jak musi je spłacić, wówczas stara się wynaleźć najróżniejsze zarzuty, bez względu na to, na ile mają one odbicie w rzeczywistości. Tak było i tym razem. Pozwany udał się do adwokata, który pewne rzeczy mu doradził. W postępowaniu sądowym wystawca pokazywał dowody wpłat, pochodzące sprzed daty wystawienia weksla. Pokwitowania były oczywiście prawdziwe, bo już wcześniej wystawca był remitentowi coś winien, siłą rzeczy jednak nie mogły dotyczyć tego weksla, nie sposób bowiem spłacić weksel przed jego wystawieniem. Drugim doradzonym przez adwokata zarzutem był zarzut wypełnienia weksla niezgodnie z zawartym porozumieniem, przy okazji wymyślenia bajeczki o jakież to porozumienie mogło chodzić. Tutaj też ten ukryty pomocnik (bo w sprawie nie występował) poszedł po linii najmniejszego oporu i nie zauważył nawet, że weksel ten nigdy wekslem in blanco nie był, a na dodatek został w całości wypisany ręką wystawcy, zatem zarzut, że czynu wypełnienia dokonał ktoś inny brzmiał dość absurdalnie.

Sąd – siłą rzeczy – musiał się z całą powagą pochylić nad zarzutami, i tutaj żadnych wyrzutów mu za to robić nie możemy. Czasem jednak razi to, że zbytnio dba się o interes jednej ze stron. Na przykład to, że jeśli pozwany pisze, że roszczenie spłacił, i przedstawia dowody wpłat sprzed daty wystawienia weksla, to powinno się przejść nad tym do porządku dziennego i w wyroku dowody te uznać za nieistotne. W zamian sąd usilnie chciał przesłuchać pozwanego (który na rozprawy się nie stawiał), motywując to w ten sposób, że „skoro pozwany pisze, że spłacał, to trzeba by go przesłuchać na okoliczność tego, czy spłacał”). Efekt był taki, że daleki sąd zamiejscowy w ramach pomocy prawnej przesłuchał pozwanego. Czyli prawie rok sprawy w plecy.

Jak już wszystkie czynności zostały przeprowadzone, i powoli mijały 2 lata trwania sprawy, powód nieśmiało zauważył sądowi, że dobrze by było, gdyby pozwany uiścił opłatę od zarzutów, a nawet aby sąd wezwał go do jej uiszczenia, bowiem ta niepozorna czynność formalna nie została przez sąd dokonana.

Dalej poszło z górki: sąd wezwał o uiszczenie opłaty od zarzutów, pozwany nie odebrał wezwania, sąd na rozprawie odrzucił zarzuty, a pozwany do tej pory pewnie nie wie co się stało; dowie się dopiero wtedy, kiedy przyjdzie do niego komornik, albo gdy po bardzo długim czasie zechce się w końcu dowiedzieć z akt, co się w jego sprawie dzieje. W systemie sądowym sprawa po zarzutach została wykasowana jako „omyłkowo założona”.

Co jeszcze bardziej przebiegłe – na wszelkie środki odwoławcze jest już za późno. Teoretycznie pozwany mógłby twierdzić, że nie odebrał listu z wezwaniem, ponieważ Inpost źle awizował przesyłkę (co mogło by być nawet skuteczne, gdyby tak rzeczywiście było). Samo odrzucenie zarzutów odbyło się jednak na rozprawie, i tutaj pozwany już we własnym interesie mógł dowiedzieć się co się na tym terminie wydarzyło, pod rygorem upłynięcia terminu na złożenie zażalenia na odrzucenie zarzutów.

Siódma rozprawa w sprawie kieleckich weksli

Po kilkumiesięcznej przerwie (bo a to termin sąd odwołał, a to nie przybył adwokat jednej z oskarżonych stron) odbyła się kolejna, siódma już, rozprawa. W całości składała się z przesłuchań świadków.

Przesłuchano kilka osób, pracowników banku, na rzecz którego poszkodowane osoby wystawiały weksel. Odpowiedzi niewiele wniosły do sprawy, a wręcz wprowadzały jeszcze więcej zamieszania. Na przykład:

– jedne osoby twierdziły, że do weksli były deklaracje wekslowe, a inne osoby twierdziły, że ich nie było

– jedne osoby twierdziły, że po spłacie zobowiązania weksle były zwracane wystawcom, inne twierdziły, że komisyjnie niszczone, a jeszcze inne – że pozostawiane w dokumentacji

– pracownicy twierdzili, że na wekslu nie nanosili numerów umów kredytowych, ponieważ rzekomo miałoby to powodować nieważność weksla.

Przesłuchiwany był także pan Jerzy Trojanowski, dawny właściciel firmy Kredyt-Serwis. Firma ta współpracowała z bankiem w ten sposób, że jej pracownicy zawierali z klientami umowy kredytowe w sklepach, które dokonywały sprzedaży na raty. Następnie dokumenty te, łącznie z wekslami, były przekazywane do banku. Po spłacie kredytu firmę Kredyt-Serwis nic więcej nie interesowało, jednakże w przypadku braku spłaty długu przez klienta, obowiązek ten przypadał firmie Kredyt-Serwis, która spłacając dług, otrzymywała tę wierzytelność w ramach cesji zwrotnej od banku, łącznie z czystym blankietem weksla. W roku 1995 „wskutek dziwnej sytuacji” została w firmie przeprowadzona rewizja przez CBŚ, w wyniku której zarekwirowano jej weksle. Próbowano postawić firmie zarzut „oszustwa wielkich rozmiarów” ale już po 10 latach zarzuty zostały „wyrzucone przez sąd do kosza”, a prokurator umorzył postępowanie z uwagi na brak znamion przestępstwa. Pozostała kwestia zwrotu zajętych dokumentów, co było o tyle trudne, że nie zostały one dokładnie skatalogowane przy zajęciu (w protokole zajęcia operowano pojęciami „zielony segregator 1szt”. itp.). Jak przyznaje pan Trojanowski, zajętych weksli było bardzo dużo, może nawet kilka tysięcy weksli. I Te kilkadziesiąt, czy też kilkaset weksli, które pojawiają się w tej sprawie zostało właśnie wyprowadzonych z magazynu CBŚ i przestępczo użyte. Sam uważa, że został oszukany przez wymiar sprawiedliwości na 6 milionów złotych.

Zeznania składało także troje pracowników nabywcy weksla – detektywa Dariusza K. Opisywali, że w marcu, kwietniu 2013 roku w firmie pojawiła się sprawa weksli, które szef miał zamiar kupić od swojego ówczesnego przyjaciela, obecnie współoskarżonego. Dostali od niego listę dłużników, z których wybrali takich z okolic miejscowości, w której prowadzili firmę. Środki na zakup weksli pochodziły miedzy innymi z kredytu. Po otrzymaniu weksli pracownicy zajmowali się kontaktem z dłużnikami, którzy jednakże w większości zaprzeczali, aby ich podpisy znajdowały się na wekslu. W odpowiedzi na takie obiekcje nabywca weksla zdecydował o skierowaniu sprawy do sądu o zapłatę, jako że jest to właściwy organ uprawniony do rozstrzygania takich sporów.

Kolejnym świadkiem była pani radczyni prawna, która przystąpiła do około 20 spraw sądowych nabywcy weksla w sytuacji, kiedy zaczęły napływać zarzuty. Pozwane osoby w zarzutach nadal kwestionowały prawdziwość swojego podpisu na wekslu, żadna z nich nie podnosiła zarzutu, z którego mogło by wynikać, że weksel taki podpisała, ale na zabezpieczenie kredytu bankowego. Do rozstrzygnięcia sporu poprzez ustalenie prawdziwości podpisu jednak nie doszło, bo jak sprawa zaczynała być medialna, sądy zaczęły zawieszać postępowanie, a sam wierzyciel nawet jeśli dysponował prawomocnym nakazem zapłaty, nie kierował go do egzekucji.

W czerwcu dwie kolejne rozprawy.

Jak pozywasz – to najpierw mediuj (albo choć udawaj)

Na przełomie roku pisałem o kilku zmianach w prawie i procedurze, a jedną z nich był obowiązek wskazywania w pozwie informacji, czy strony podjęły próbę mediacji, a jeśli nie, to dlaczego.

Jeszcze w styczniu widziałem w sądzie pozwy przechodzące bez spełnienia tego warunku formalnego.

Ale później sądy już się nauczyły i w przypadku takich wybrakowanych pozwów zaczęły wzywać do uzupełnienia braków:

mediacje
(jak widać, jeszcze tylko małe poprawki ortograficzne, i wezwanie byłoby idealne;)

Wiadomym jest, że nikt nikogo nie pozywa dla samej przyjemności, a nawet największy pieniacz wolałby dostać pieniądze bez konieczności angażowania sądu. Wiadomo też, że jeśli już jednak sprawa trafia do sądu, to znaczy że do porozumienia między stronami nie doszło i ktoś nie chce zapłacić. Również oczywistym jest, że dla wierzyciela lepiej jest mieć w ręku nakaz zapłaty w postępowaniu nakazowym, i może wówczas mediować, niżby mediować przed wytoczeniem powództwa. Z tego wszystkiego można wyciągnąć wniosek, że mediacja przed wytoczeniem powództwa, przynajmniej w sprawie roszczenia wekslowego, jest potrzebna powodowi jak psu piąta noga.

Z drugiej strony przepis nie nakazuje nawet przeprowadzenia próby mediacji, trzeba jednak podać informację, dlaczego do takiej próby nie doszło.

Aby się zbytnio nie rozwlekać, zaproponowałem kilka przykładów, do dostosowania do konkretnej sytuacji:

„Do próby mediacji nie doszło, ponieważ pozwany kategorycznie odmówił zapłaty za weksel z uwagi na brak środków.”

„…ponieważ pozwany unikał kontaktu”.

„…ponieważ pozwany nie przedstawił propozycji mogącej być przedmiotem dalszego rozważenia”.

i tym podobne, dostosowane jak najlepiej do stanu faktycznego.

Dajcie znać, jakie wy stosujecie uniki mediacyjne ;)

Weksle w „Żabce”

Czy macie jakieś doświadczenie z wekslami podpisywanymi dla sieci Żabka?

Z jednej strony w internecie, jak to w internecie, można znaleźć opinie osób, które czują się oszukane przez tę sieć.

Z drugiej strony – miałem niedawno styczność z dwoma takimi sprawami i nic nadzwyczajnego w nich nie było. W jednej dłużnik skarżył się, że Żabka żąda od niego zapłaty po półtora roku od zamknięcia sklepu, a ponadto nie do końca wie, czy żądana suma jest zasadna. Ponoć system Żabki jest dość zinformatyzowany, rozliczenia są skomplikowane, i samodzielnie dojść do rzeczywistego zadłużenia nie można. Druga sprawa polegała na tym, że poręczyciel pogorszył swoje stosunki z osobą, za którą poręcza, i z poręczenia chciał zrezygnować. A, jak wiadomo, co się poręczy, to się już nie „odporęczy” :)

Z trzeciej strony – Żabka żąda podpisywania weksli in blanco w wersji „tylko podpis, żadnej treści” i z klauzulą „na zlecenie”, co samo w sobie powinno być uznane za nieuczciwe praktyki handlowe. Na dodatek pan prezes Krzysztof Andrzejewski tutaj próbuje nas przekonać, że „Jest to zabezpieczenie przewidziane prawem obowiązującym od 1936 r., a nie żaden „straszak” ani „kontrowersyjne rozwiązanie”, jak próbuje się sugerować” – co jest dowodem albo jego ignorancji, skoro nie potrafi sobie wyobrazić niebezpieczeństwa wynikającego z wystawienia weksla in blanco w takiej wersji, albo tak zwanego „rżnięcia głupa”, kiedy niebezpieczeństwo jest mu znane, ale nie obchodzi go to, bo ajenci Żabki podpiszą wszystko. Bez względu na to, czy jest to ignorant, czy cynik, są to wystarczające powody, aby weksla in blanco dla takiego podmiotu nie umiejącego się z wekslami obchodzić nie wystawiać.

Jeśli chcecie, opiszcie swoje przygody z Żabką w komentarzu lub na forum.

Darmowe porady wekslowe – piątek

18 marca 2016r. w godzinach 10:00 – 12:00 będę czekał na Twój telefon, podczas którego możesz bezpłatnie porozmawiać ze mną na dowolne tematy wekslowe. Obiecuję pomóc w każdy możliwy sposób, na jaki pozwala linia telefoniczna:)

Zapraszam!

Piątek, 18 marca 2016r.
godzina 10:00 – 12:00
telefon […]

Konferencja o (nie)świadomości prawnej Polaków

Już w ten poniedziałek w gmachu Sądu Najwyższego zorganizowana będzie konferencja pt. „(Nie)świadomość prawna Polaków. Chciałem iść, niestety nie było już dla mnie miejsc :(.

Temat główny bardzo ciekawy.

Co do tematów samych wystąpień:

– Diagnoza świadomości prawnej Polaków 2016

– Rozłam polityczny a autorytet sądów

– O potrzebie edukacji prawnej i jej wpływie na funkcjonowanie państwa,
gospodarki i życia społecznego

– Projekt edukacji prawnej [czegośtam i kogośtam], jako odpowiedź sędziów na głód wiedzy prawnej

– Debata z udziałem zaproszonych gości

…no… są one, jakby tu rzec, bardzo „bezpłciowe”, co dziwne przy tak ciekawym temacie całej konferencji.

Nie wiem co z tego wyjdzie (może ktoś będzie i opowie:), sam temat zagadnienia świadomości i nieświadomości prawnej i związanych z tym konsekwencji jest wdzięcznym tematem na dyskusje na tematy cywilizacyjne, czy nawet filozoficzne.

Z jednej strony można uznać, że społeczeństwo to zbiór wolnych ludzi. W takim przypadku prawo będzie stanowione głównie przez nich samych, w formie dobrowolnie zawieranych umów pomiędzy różnymi uczestnikami tegoż społeczeństwa (jak wiadomo, umowy są też źródłem prawa).

Rola ustaw państwowych ograniczałaby się wówczas po pierwsze do kodowania co ważniejszych zwyczajów w ustawy (tak jak to było na przykład z prawem wekslowym, które jest odbiciem już wcześniej istniejących niekodowanych prawnie zwyczajów), po drugie do eliminowania tak zwanych sytuacji dylematu więźnia (kiedy to jednostkowe racjonalne decyzje wszystkich uczestników danej czynności prawnej dają w efekcie efekt niekorzystny i niepożądany przez ich samych).

Nieodzownym elementem wolności jest odpowiedzialność. Nie ma wolności bez odpowiedzialności. Wolność w kreowaniu stosunków prawnych powoduje, że niektóre decyzje podejmowane przez ludzi, będą błędne, albo będą przynosiły negatywne konsekwencje. Absolutnie nie można wówczas ograniczać tych konsekwencji, krzywdząc innych uczestników.

Na drugim krańcu mamy uznanie, że społeczeństwo to niewolnicy, niezdolni do podejmowania samodzielnych decyzji. Ponieważ aktualnie niewolnictwo nie ma dobrej prasy, ograniczenie w tym zakresie wprowadza się stopniowo. Zaczyna się niewinnie, na przykład od uznania, że czynność prawna niezgodna z zasadami współżycia społecznego jest nieważna. Któż by przeciwko temu zaprotestował, prawda? ;) Ale to jest klin. Potem idziemy dalej. Zróbmy 5000 klauzul niedozwolonych, które nam się nie podobają. Na przykład „w sprawach nieuregulowanych mają zastosowanie przepisy kodeksu cywilnego” ;) Żyjemy w czasach, kiedy nikt nigdy nie wie, czy umowa, którą zawarł, będzie skuteczna, ponieważ państwo może ją unieważnić w całości lub w części post factum. Przykład? BTE. Przez tyle lat istniał, i był zgodny z konstytucją (co potwierdzały odpowiednie organy!), aż nagle przestał być, choć ani konstytucja, ani przepisy o BTE się nie zmieniły.

Idąc dalej w regulacji w efekcie końcowym dojdziemy do sytuacji, kiedy obywatel będzie miał do wyboru nie tyle możliwość skonstruowania swojej umowy, bacząc oczywiście na klauzule niedozwolone, ale wybór będzie polegał tylko na wyborze treści umów spośród kilku państwowo zatwierdzonych. A potem z tych kilku zrobi się tylko jedna (przecież jak jest kilka umów, to na pewno można wybrać jedną, najlepszą). Powodem, dla którego nie dochodzi do takiego stanu jest tylko to, że wraz z postępem wyzucia społeczeństwa z wolnej woli jest ono podatne na podbój (militarny lub ekonomiczny), co powoduje przyjęcie praw najeźdźców, zwykle lepszych i bardziej prowolnościowych. Jedną z nielicznych zalet wojen jest właśnie to, że zeruje „ustawodawczą sraczkę”, bo na wojnie, i po niej, zwykle nikomu się nie chce kodować prawnie na przykład tego, w co mam ubrać psa, jak chcę z nim wyjść na spacer. Zostają tylko te przepisy, które muszą być.

Odnośnie „edukacji prawniczej” – nie przeceniałbym raczej żadnych form szkolnych przekazywania tej wiedzy. To nic nie da. Są tylko dwie drogi do rozwiązania tego problemu: proste prawo, oraz wolność, czyli odpowiedzialność. Nie ma lepszej formy nauki, jak groźba finansowa. Im więcej zdejmujemy odpowiedzialności, tym gorzej prawnie mamy wyedukowane społeczeństwo, bez względu na to, ile godzin lekcyjnych przeznaczymy na to w szkole.

O jednym oszuście w „Polityce”

W tegotygodniowym wydaniu tego tygodnika na str. 42 Violetta Krasnowska opisuje kilka przekrętów przy użyciu weksla. I przy użyciu sądu.

Sfałszowany (od treści do podpisu) weksel składany jest do sądu, gdzie powód podaje błędny adres pozwanego. Mimo to sąd nadaje potem klauzulę wykonalności, nie sprawdzając po peselu pozwanego, że adres wskazany przez powoda jest nieprawdziwy. Przekręt wekslowy? Bynajmniej. Oszustwo możliwe do wykonania nawet w e-sądzie bez posiadania żadnych dokumentów. Tutaj dał ciała sąd, nadając klauzulę wykonalności w sytuacji, kiedy nie doszło do skutecznego doręczenia pozwu (a błąd ten powinien był być przez sędziego wychwycony, po coś przecież sądy do bazy pesel dostęp mają…)

Ciąg dalszy – policja w Wołowie zamiast prowadzić sprawę wobec powoda jak zbrodnię (w końcu za sfałszowanie weksla grozi do 25 lat pozbawienia wolności, prowadzi ją tylko jak występek (? – byłbym ostrożny w dosłownym traktowaniu użytych terminów, w innym miejscu dziennikarka błędnie używa słów „protest wekslowy” w znaczeniu „zarzuty do nakazu zapłaty”), na domiar złego umarza sprawę, ponieważ… nie może znaleźć kontaktu z fałszerzem…

Ten sam oszust rzekomo „wyłudza” od ludzi podpisy na wekslach – za obietnicę pracy (w czasie procesu rekrutacyjnego), za obietnicę oddłużenia (w ramach pomocy finansowej), czy jako dokument podpisywany przy sprzedaży samochodu (przez sprzedawcę!). Z obietnic nic nie wychodzi, a weksle do zapłaty się pojawiają.

Wnioski są dwa:

1) sądy, mimo że mają do tego odpowiednie narzędzia, nie sprawdzają, czy adresy pozwanych podawane przez powodów w pozwach są prawidłowe. Gdyby sąd uczynił zadość tej procedurze, nie doszło by do nadania klauzuli wykonalności na nakazie wydanym na podstawie w całości sfałszowanego weksla, w sytuacji kiedy pozew został wysłany pod zmyślony adres,

2) osoby mające zdolność do czynności prawnych lekce sobie ważą znaczenie swojego podpisu, składając je na dokumentach in blanco, czy nawet czystych kartkach papieru, przez co dają pole do oszustw polegających na preparowaniu weksli oraz innych dokumentów z oryginalnym podpisem, ale z treścią daleko odbiegającą od woli osoby podpisanej.

SCAN_20160220_101659638

SCAN_20160220_101659638_001

O wekslu pracowniczym w Parlamencie Europejskim

W ubiegłym miesiącu Parlament Europejski zajmował się petycją pana Krzysztof Bełusa w sprawie zakazu stosowania weksli in blanco w relacjach pomiędzy pracownikiem i pracodawcą. Link do zapisu video znajduje się tutaj. (od 6. minuty).

Treść przemówienia pana Krzysztofa Bełusa jest następująca:

Zwracam się z żądaniem zakazania stosowania zabezpieczeń wekslowych w stosunkach pracy. Opiszę moją historię. W 2008 roku zostałem zatrudniony jako przedstawiciel techniczno-handlowy w zakładzie produkcji okien. Po spisaniu umowy zlecenia na ten okres przekazani mi do podpisania weksel in blanco z klauzulą bez protestu na wypadek, gdybym naraził firmę na jakiekolwiek straty do kwoty 5000 zł. Weksel miał być zwrócony na zakończenie naszej współpracy, jednak na trzy upominające listy adresowane do byłego pracodawcy otrzymałem odpowiedź odmowną.

Byłem świadomy, co podpisuję, i dlatego walczyłem o zwrot weksla. Nie otrzymałem go dobrowolnie i musiałem odzyskać go na drodze sądowej. Właściciel firmy twierdził, że weksel zniszczył przed rozprawą, ale jeśli on tego nie zrobił w rzeczywistości, to taki weksel mógłby wykorzystać w przyszłości, na przykład sprzedając go.

W Polsce Sąd Najwyższy w wyroku z 2011 roku stwierdził, że przepisy i zasady prawa pracy, w szczególności zawarte w dziale V kodeksu pracy, sprzeciwiają się i wykluczają stosowanie weksli gwarancyjnych jako środka dodatkowego zabezpieczenia roszczeń pracodawcy o naprawienie potencjalnych szkód wyrządzonych przez pracownika, co oznacza że takie weksle są nieważne z mocy samego prawa. Sąd ten stwierdził, że ani przepisy, ani zasady prawa pracy nie przewidują stosowania przepisów prawa wekslowego do stosunku pracy.

Przypomnę państwu, że weksel jest papierem wartościowym; pracodawca posiadający prawa do weksla może domagać się od pracownika zapłaty sumy określonej w wekslu lub wpisać wymaganą sumę w wekslu in blanco. W razie braku dobrowolnej zapłaty ze strony pracownika, pracodawca może w sposób stosunkowo łatwy i szybki dochodzić jej na drodze sądowej, a potem egzekucyjnej. W taki sposób pracodawca unika często długotrwałych postępowań przed sądem pracy, a co najważniejsze zostaje zwolniony z konieczności wykazania okoliczności uzasadniających odpowiedzialność pracownika oraz wysokości spowodowanej przez niego szkody.

Możliwe jest również zbycie weksla przez pracodawcę osobie trzeciej. Wówczas nabywca weksla, jeżeli go nabył w dobrej wierze, może dochodzić pełnej kwoty wyrażonej w wekslu, nawet jeśli została przez pracodawcę źle wpisana.

Prawo pracy nie odnosi się wprost do zagadnienia podpisywania przez pracowników weksli oraz zawierania umów wekslowych. Brak jest zapisów wyraźnie dopuszczających bądź wyłączających możliwość stosowania weksli. Brak ograniczeń mógłby wskazywać, że nie ma przeszkód dla pełnego stosowania weksli w celu zabezpieczenia przyszłych roszczeń pracodawcy. W obecnie obowiązującym stanie prawnym pracodawca ma już zagwarantowany szereg możliwości związanych z dochodzeniem od pracownika wyrządzonych przez niego szkód. Powierzając pracownikowi przedmioty wartościowe, czy nawet gotówkę, pracodawca może zadbać o swoje interesy, zawierając z pracownikiem stosowną umowę o odpowiedzialności materialnej. Także kierując pracownika na szkolenie lub studia, pracodawca może się zabezpieczyć, podpisując z pracownikiem umowę regulująca problem ewentualnych rozliczeń po ustaniu stosunku pracy lub w przypadku nieuzasadnionego przerwania kształcenia przez pracownika.

Problem weksli jest duży, ponieważ Inspekcja Pracy nie ma w tym zakresie instrumentów prawych, aby przeciwdziałać takim zjawiskom. Inspektorzy Pracy nie mają prawa zobligować pracodawców do zaprzestania tego rodzaju praktyk, albo stwierdzić nieważność weksla. Ich zdaniem trudna sytuacja na rynku pracy, powoduje że osoby, chcące podjąć pracę, podpisują weksel, ale często nie zdając sobie sprawy z tego, jaką biorą na siebie odpowiedzialność.

Problem żądania od pracowników weksli in blanco jest zjawiskiem masowym. Weksel powoduje, że pracownik staje się niemal niewolnikiem pracodawcy. Niewiadomo kiedy, i w jakich okolicznościach, zostanie wykorzystany, a obrona na drodze sądowej przed wekslem wymaga od pracownika nakładów finansowych i zatrudnienia pełnomocnika procesowego. Zwykle pracowników nie stać na takie wydatki, dlatego z góry są na przegranej pozycji, i z obawy przed tym, że weksel zostanie użyty przeciwko nim, godzą się na naruszanie ich praw pracowniczych i pracują na niekorzystnych warunkach. W związku z powyższym domagam się wprowadzenia przepisów zakazujących stosowania takich praktyk na terenie całej Unii Europejskiej.

Głos zabrała również popierająca petycję europosłanka Julia Pitera:

Na tym rzecz polega, że jest to nielegalne, i legalne zarazem. W wyroku Sądu Najwyższego zostało stwierdzone, że jest to nielegalne, ale wyrok ten nie ma mocy obowiązującego prawa, ponieważ weksel jest wydawany na mocy przepisów cywilnych, egzekwowanie tego weksla odbywa się w sądach gospodarczych. Skarga pracownicza odbywa się w sądzie pracy. W związku z tym Inspekcja Pracy nie ma żadnych instrumentów do kontrolowania tego zjawiska, ani do karania za stosowania tej metody. Ponieważ nie ma zakazu, to ten problem jakby nie istniał; on istnieje jakby samorodnie. Były próby wprowadzenia do kodeksu pracy takiego zakazu, sejm się tym zajmował, ale niestety nie dokończył. I wszyscy w Polsce zdają sobie z tego sprawę, ponieważ jest to zjawisko bardzo szerokie. Ponadto – jest to metoda stosowana wobec ludzi słabo wykształconych, nie posiadających żadnej znajomości prawnej, sytuowanych ekonomicznie bardzo słabo. W związku z tym pan Bełus zdecydował się na złożenie tej petycji, ponieważ był świadomy tej sytuacji. Znacząca większość (cała reszta) tej świadomości nie ma – nie ma ani pieniędzy na adwokata, ani nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest to nielegalne. Zatem kończy się to tym, że taki weksel jest egzekwowany drogą komorniczą; są to weksle in blanco, więc pracodawca wpisuje dowolną kwotę, jaka mu się wydaje, że powinna być mu zapłacona, bardzo często są to dochody wielomiesięczne pracownika.
Chciałam postawić wniosek formalny: po pierwsze, aby te dwie petycje pozostawić otwarte, po drugie: aby przekazać informacje na ten temat do komisji employment; następnie: o wysłanie listu do polskiego rządu, a konkretnie do Ministerstwa Pracy o ustosunkowanie się do tego problemu i do poinformowania jakie kroki rząd polski ma zamiar podjąć, by skończyć z tym procederem definitywnie. Chciałam wezwać komisję, by rozważyła zaproponowany w tej kwestii projekt rozporządzenia, dyrektywy, lub przynajmniej zalecenia, ponieważ zjawisko jest dość ciekawe – dotyczy krajów postkomunistycznych, które ciągle borykają się z pozostałościami po poprzednim systemie. I chciałabym, aby Parlament Europejski pomógł krajom postkomunistycznym uwolnić się wreszcie od tych pozostałości po dawnym systemie.

Moje zdanie na ten temat jest następujące:

Od 6 lat tutaj na blogu zwracam uwagę na fakt niewłaściwej praktyki używania weksli kaucyjnych in blanco, i to nie tylko w relacjach pracowniczych, ale i w większości innych stosunków cywilnych. Tej inicjatywy jednak nie popieram, ponieważ jest ona po pierwsze źle przedstawiająca problem, po drugie sugerująca błędne rozwiązania.

Nie ma najmniejszego powodu, aby zwracać uwagę na złe praktyki wekslowe akurat w stosunkach pracy, zapominając o pozostałych relacjach. Trudno o lepszy przykład, jak samego inicjatora petycji, który walcząc o prawa pracowników, podaje za przykład siebie, czyli osobę nie będącą pracownikiem, wykonującą bowiem pracę na podstawie umowy cywilnoprawnej i w związku z tym podpisującą weksel. Jak rozumiem, ten fakt był powodem wystosowania petycji, oczekiwane rozwiązania nijak się jednak mają do problemu, które pan Krzysztof Bełus miał, i być może mieć w przyszłości, uregulowanie bowiem stosunków wekslowych pomiędzy pracodawcą i pracownikami nie wpłynie na stosunki takie pomiędzy zleceniodawcami i zleceniobiorcami.

Po drugie zbyt dużą wagę przykłada się do orzeczenia Sądu Najwyższego z 2011 roku, uznającego taki weksel za „nieważny” – i na tej podstawie sugeruje się generalne rozwiązania prawne, aby wszystkie tego typu weksle uznać za „nieważne”. Tymczasem w orzeczeniu tym doszło do dość szkolnego błędu pomylenia nieważności weksla z nieważnością zobowiązania wekslowego, czy choćby jego sprzeczność z art. 32 prawa wekslowego, i naprawdę nie ma powodu, aby błąd ten powielać w proponowanych rozwiązaniach prawnych.

Po trzecie – skupianie się tylko na pracownikach powoduje powstanie niejako rozumowania a contrario – iż skoro z pracownikami czegoś nie wolno, to wolno z innymi grupami. Podam ciekawy przykład – kodeks wykroczeń karze wierzyciela, który na zabezpieczenie kredytu konsumenckiego przyjmuje weksel nie zawierający klauzuli nie na zlecenie. Przepis słuszny, ale dochodzi o kuriozum, kiedy bank zabezpieczając pożyczkę w kwocie 5000zł przyjmuje weksel z klauzulą nie na zlecenie, natomiast zabezpieczając kredyt tysiąc razy większy, takiej klauzuli już nie dopuszcza, bowiem tak duży kredyt nie jest już kredytem konsumenckim.

Parlament, jak sama nazwa wskazuje (z francuskiego parle) służy do gadania. Przysłuchując się temu gadaniu trudno uznać, aby problem był należycie rozważony, podobnie jak proponowane rozwiązania. Najbardziej rozbawiło mnie podkreślanie, że sprawa dotyczy „weksli własnych in blanco”, zapominając o tym, że w przypadku takiego zakazu natychmiast rozpoczęło by się żądanie wystawiania weksli trasowanych, albo nawet weksli własnych, które jednak nie byłyby in blanco.

W rzeczywistości sprawa jest trywialna do załatwienia jednym artykułem, z korzyścią dla wszystkich, a nie tylko pracowników.

Kto, przyjmując na zabezpieczenie spłaty innego zobowiązania, weksel mający funkcję weksla gwarancyjnego lub kaucyjnego, to znaczy takiego, w którym strony w umowie wekslowej wzruszają bezwarunkowy charakter zobowiązania wekslowego, nie zawierający klauzuli nie na zlecenie, nie wymieniający remitenta oraz nie wymieniający daty wystawienia weksla, podlega karze…

Wzmianka o remitencie i dacie wystawienia ma spowodować, aby prawnicy znów zbyt dosłownie (to znaczy bez pomyślunku, jak to jest w zwyczaju) nie podeszli do tej regulacji i nie zaspokajali się poniższym wekslem:)

Co oznacza upaństwowienie komorników?

W ostatnich dniach rozprzestrzeniła się plotka, jakoby miłościwie panująca nam partia zastanawiała się nad „upaństwowieniem” komorników. Komornik miałby być urzędnikiem działającym przy sądzie, zarabiającym pewnie kilka tysięcy złotych miesięcznie.

Pretekstem mają być tak zwane „afery komornicze” (właściwiej powinny być nazywane: aferami sądowymi, o czym niżej). Rzeczywistym powodem są zapewne zakusy na opłaty egzekucyjne, które miały by trafiać do kasy państwa.

Obecne zasady działania kancelarii komorniczych istnieją gdzieś od roku 1997. Komornik jest przedsiębiorcą działającym na własny rachunek, utrzymujący się z opłat egzekucyjnych. Ponadto istnieje konkurencja pomiędzy komornikami – przede wszystkim działającymi w ramach tego samego rewiru, a w szczątkowej formie istnieje także konkurencja pomiędzy komornikami z różnych rewirów. Fakt istnienia konkurencji, oraz fakt, że wynagrodzenie komornika zależy od przeprowadzenia skutecznej egzekucji, powoduje, że cały system ma podstawy na oddolny i nieregulowany rozwój w dobrym kierunku. Pomijając patologie wynikające z regulacji państwowej w systemie tym nie ma zasad, które by miały prowadzić do niepożądanych skutków.

Wiara w to, że komornik na etacie państwowym będzie skutecznym windykatorem jest tak samo naiwna, jak wiara na przykład w to, że państwo będzie lepiej umiało zaopatrzyć obywateli w żywność, niżby zrobili to prywatni wytwórcy i dystrybutorzy. Niestety jestem w takim wieku, że jeszcze pamiętam kolejki za cukrem (jak był). Kolejek do komornika nie chce mi się przeżywać. I czuję gęsią skórkę, jak słyszę takie pomysły jak nacjonalizacja komorników, wygłaszane przez następców Hilarego Minca.

A co można zrobić aby było dobrze? Co do zasady obecny system działania komorników jest bardzo dobry. Oto bowiem prywatni przedsiębiorcy na zasadach wolnej konkurencji i na własny rachunek (i na własne ryzyko) wykonują prace społecznie użyteczne na rzecz obywateli oraz na rzecz państwa.

Ewentualne patologie wynikają (jak zwykle:) tylko z działalności samego państwa.

1) Państwo nadmiernie ogranicza liczbę komorników, co zmniejsza konkurencję między nimi

2) Państwo nadmiernie ogranicza konkurencję pomiędzy istniejącymi już komornikami (niepotrzebna rejonizacja komorników, ograniczenie możliwości przyjmowania przez nich spraw spoza swojego rewiru)

i najważniejsze

3) Państwo nie zapewnia kontroli skargowej działań komorników. Skarga na komornika powinna być rozpatrywana w ciągu godzin, maksymalnie dni, a nie wielu miesięcy, kiedy jest już po ptakach.

Więcej komorników, więcej konkurencji między nimi, oraz realna i błyskawiczna kontrola sądowa nad nimi – przy obecnych zasadach działania kancelarii komorniczych to jedyna (a co ważne: jak najbardziej możliwa) droga do posiadania najlepszego systemu egzekucji na świecie.

Jak widać w osiągnięciu tego celu przeszkadza tylko i wyłącznie indolencja państwa i niemożność prawidłowego działania państwowych sądów. Teraz tylko od umiłowanych przywódców zależy, czy pójdziemy ku drodze państwowych komorników, co spowoduje „siadnięcie” egzekucyj, czy też będziemy mogli się pochwalić światową elitą przedsiębiorców-komorników, i to w dodatku wyłącznie z polskim kapitałem.