Weksel jest papierem cennym. Ustanawia zobowiązanie bezwarunkowe, niezależne od jakiegokolwiek zdarzenia. Ustala dług pieniężny, ściśle określony co do sumy. Zawiera abstrakcyjną obietnicę zapłaty. Obietnicę jednostronną w której wierzyciel ma jedynie prawa, a nie obowiązki. Jest przeważnie papierem obiegowym na zlecenie. Musi zadość czynić pewnym warunkom formalnym, a przede wszystkim zawierać wzmiankę, iż jest wekslem. Zobowiązuje ‘wekslowo’ wszystkie osoby, które się na nim podpiszą.

Jak napisać wniosek o zabezpieczenie roszczeń przez komornika – poradnik „zrób to sam”

Dysponując nakazem zapłaty wydanym w postępowaniu nakazowym możemy, od razu jak tylko jako wierzyciel dostaniemy taki nakaz, poprosić komornika o dokonanie zabezpieczenia. Szybsze dokonanie czynności ułatwi nam późniejsze wyegzekwowanie roszczenia – na przykład uniemożliwi „ucieczkę dłużnika z majątkiem”, albo spowoduje, że potrącenia z jego emerytury lub pensji zaczną się wcześniej, to znaczy szybciej dostaniemy całość wyegzekwowanego roszczenia.

W tym celu powinniśmy przede wszystkim wybrać komornika, któremu zlecimy dokonanie czynności. W przypadku dokonywania zajęć takich jak: ruchomości w miejscu zamieszkania dłużnika, emerytura, renta, wynagrodzenie za pracę – będzie to komornik właściwy dla miejsca zamieszkania dłużnika, choć w niektórych przypadkach możemy wybrać innego komornika (wówczas polecam wybrać komornika, do którego sami mamy najbliżej, albo z którym już mieliśmy dobre doświadczenia). W przypadku zabezpieczenia na nieruchomości będzie to komornik właściwy dla położenia nieruchomości.

List (pismo) do komornika składa się z dwóch części – wniosku oraz nakazu zapłaty (bez żadnej klauzuli wykonalności). Nakaz zapłaty mamy już napisany przez sąd :) wniosek musimy napisać samemu.

W nagłówku podajemy swoje dane adresowe i pesel oraz podajemy datę pisma, a następnie podajemy takie same dane dłużnika:

Wrocław, 1 kwietnia 2015r.
Karol Lichwiarski (wierzyciel)
ul. Odsetkowa 286/1
00-000 Wrocław
pesel 11070700071

Dłużniczka:
Anastazja Małorolna
ul. Aluzyjna 33f
00-000 Warszawa
pesel 97050501277

Wskazujemy również wybranego przez nas komornika:

Komornik Jędrzej Śniadecki
ul. Bankowa 9
00-000 Warszawa

Przyjęło się, że każde pismo zawiera tytuł ułatwiający zorientowanie się o co c’man:

Wniosek o wszczęcie postępowania zabezpieczającego

Następnie w skrócie wyjaśniamy komornikowi o co nam chodzi:

Na podstawie tytułu egzekucyjnego – nakazu zapłaty w postępowaniu nakazowym wydanym przez Sąd Rejonowy we Wrocławiu II Wydział Cywilny sygnatura II Nc 1515/15 proszę o wszczęcie postępowania zabezpieczającego w celu zabezpieczenia następujących roszczeń:

Wymieniamy roszczenia, które mamy w nakazie zapłaty:

1) Należności głównej 5000zł
2) Odsetek ustawowych od ww. sumy za okres od 10 grudnia 2013r. do dnia zapłaty
3) Kosztów procesu 30zł

Teraz najważniejsza rzecz – wskazujemy czynności, które nasz biedny komornik powinien wykonać, aby zabezpieczyć roszczenie, na przykład:

Proszę o dokonanie następujących czynności:
1) zajęcie rachunku bankowego, który dłużnik posiada w banku mbank oraz PKO BP
2) zajęcie ruchomości będących we władaniu dłużnika w miejscu jego zamieszkania
3) zajęciu wynagrodzenia za pracę, które dłużnik otrzymuje od pracodawcy RETOX sp. z o.o. KRS 000151515 ul. Słupska 1; 05-794 Koralowo

Ostatnim elementem pisma jest oczywiście nasz podpis. Nie podajemy swojego konta bankowego, ponieważ na tym etapie komornik nie będzie nam przekazywał zabezpieczonych środków.

Co ważne, dokonanie zabezpieczenia przez komornika wiąże się z koniecznością uiszczenia przez nas odpowiednich opłat, zatem po złożeniu odpowiedniego wniosku warto dowiadywać się jakie opłaty naliczył komornik i wpłacić je niezwłocznie. Możemy oczywiście czekać, aż komornik wezwie nas listownie do ich uiszczenia, ale po co czekać? Czas to pieniądz :)

„Życie jak w Madrycie”, a potem ćwierć miliona euro długu, czyli kolejna sprawa pani Jaworowicz

„Aleksandra i Tomasz Górczyńscy – producenci i eksporterzy ekskluzywnych strojów kąpielowych dziś mają dług 1,4 mln zł i grozi im utrata domu i całego majątku. Wszystko za sprawą kontrahenta ubranego w garnitury od Armaniego”.

Omawianą dziś Sprawę dla Reportera można obejrzeć (póki co bezpłatnie) w serwisie vod TVP.

Małżeństwo Górczyńskich twierdzi, że jako zabezpieczenie dostaw towarów wystawiło Polakowi Piotrowi N. i Włochowi Robertowi (Roberto) N. weksel in blanco. Weksel ten potem został uzupełniony na sumę 250 000 euro, a posiadacz twierdzi, że sumę taką wystawcy otrzymali w ramach pożyczki.

Wedle słów Aleksandry rzekomi wierzyciele robili wiele, aby wzbudzić jej zaufanie. „Imponowali mi światowością, przyjeżdżali w garniturach od Armaniego, od Gucciego, limuzynami, w Mediolanie zapraszali nas do najdroższych restauracji, zabierali nas na zakupy. Haj-lajf, Europa, Świat”
Aleksandra chwali się zdjęciami: „tu jestem ja z moim mężem i modelką we Francji”:

sprawa2

„Naszymi dostawcami byli Polak i Włoch [czyli właśnie ten Piotr i Roberto]. W sierpniu 2011 roku przyjechali do nas, bo wiedzieli, że jest bardzo zła sytuacja na rynku, i oni się boją że my się wycofamy, że nie będziemy odbierać materiałów.”

„Byliśmy już po targach, po kontraktacjach, podpisane kontrakty z kontrahentami z Niemiec, zainwestowane pieniądze w zdjęcia (w katalog, z którego rzeczy miały być potem wykonane)” – 3:40
sprawa3
„Powiedzieli, że albo im podpiszemy weksel in blanco, bo oni się boją, albo wstają i po prostu wychodzą. Wcześniej się tak nie zachowywali. Ja się rozpłakałam, że stracimy inwestycję 200 – 300 000zł. Postawili nasz pod ścianą”(4:24).

Pani Aleksandra wraz z mężem podpisała weksel. Jej ojciec był przeciwko podpisaniu weksla, prawie chciał pobić córkę z tego powodu, Aleksandra czuje się winna, ze z jej winy rodzice stracą majątek (6:00).

Po pewnym czasie posiadacz weksla (sytuacja wygląda chyba tak, że remitentem jest Piotr N., a indosatariuszem Roberto N., ale nie jest to jednoznacznie powiedziane w reportażu) składa weksel do sądu i „od razu” wydawany jest nakaz zapłaty. Czemu weksel został uzupełniony? Przed sądem Piotr N. zeznaje (zatem były zarzuty), że w styczniu 2011 roku wystawcy poprosili o pożyczkę i na zabezpieczenie jej zwrotu wystawili weksel – a to nieprawda – mówi pani Aleksandra – „bo w tym czasie leżała w szpitalu” (6:50).

W studiu wierzycieli nie było. Osoba, która rozmawiała z mecenasem powoda pana Roberto N. przedstawia jego punkt widzenia: „młodzi przeinwestowali. Wystawcy byli nawet we Włoszech i ustalali, że będą ten weksel spłacać na raty, umawiali się również telefonicznie” (10:35).

Spór o to po co, dlaczego, i na ile weksel został wręczony, toczy się aktualnie przed sądem, oczywistym jest, że nie rozstrzygnie się go u pani redaktor Jaworowicz. Jak zwykle jednak wypowiadali się w studiu tak zwani eksperci.

Niestety znów dopuszczono do głosu profesora Andrzeja „roczna ważność weksla” Bienia, ekonomisty z SGH. Może mam pecha, ale co słyszę tego pana, tym bardziej się przekonuje, jak mało wie. Tym razem uraczył nas takimi kwiatkami:

„Ja się w ogóle dziwię jak sądy to rozpatrują nie zapytawszy – wchodzi tutaj kodeks karno-skarbowy polegający na tym, że od każdej pożyczki jest podatek od czynności cywilno-prawnych. Musi być opłacony w urzędzie skarbowym, co jest dostatecznym dowodem zawarcia takiej umowy pożyczki”.

Specjalnie dla pana profesora mały kurs podatkowy: obowiązek opłaty podatku od czynności cywilnoprawnych od pożyczki spoczywa na biorącym pożyczkę. Zatem z faktu, że pożyczkobiorca nie dopełnił tego obowiązku nie może wynikać brak ważności pożyczki. Byłoby zbyt proste, gdyby dłużnik-pożyczkobiorca tym motywował brak istnienia pożyczki, że… nie uiścił ciążącego na nim podatku.

Dalej nie lepiej: „Nie można takiej pożyczki sobie ot-tak udzielić tylko musi być koszt pożyczki” – tutaj tym kosztem na pewno już są odsetki, natomiast na pewno o nieważności pożyczki nie świadczy fakt jej bezpłatności. Czasem bezpłatność rzeczywiście rodzi pewne konsekwencje podatkowe (jak choćby dochód do opodatkowania, ale znów – po stronie pożyczkobiorcy, a nie pożyczkodawcy), zresztą odpłatność pożyczki też ma swoje konsekwencje podatkowe, niemniej jednak fakt bezpłatności pożyczki (pożyczyli 250 000 euro, dostali weksel na tyle samo), czy też nie – nie ma tu znaczenia w kontekście sporu o jej istnienie.

I trzeci fragment, też do sprostowania: „W każdym wekslu według formy wekslowej pod ścieżką słownie kwota jest tak zwana ścieżka informacyjna i jeśli jest deklaracja lub umowa wekslowa, to tam musi być napisane ważne z deklaracją wekslową taką-i-taką – pewne elementy weksla in blanco muszą być uzupełnione”.

Trochę to irytujące, jeśli do prostowania bzdur trzeba użyć więcej miejsca niż one same zajmują, ale ktoś to musi zrobić i napisać, że „Król” jest nagi. Tak więc koleje korepetycje:

1. Nie wiem co to jest „forma wekslowa” i nie wynika to z tego, że się na czymś nie znam. Sugeruję nie używać słów, które nic nie znaczą.
2. Nie istnieje w prawie wekslowym taki element jak „ścieżka informacyjna” – czyli jakieś mityczne miejsce do umieszczania informacji o umowie wekslowej
3. Umieszczenie na wekslu warunku „ważne z umową wekslową” może spowodować jego nieważność.
4. Zgodnie z ustalonym orzecznictwem informację o istnieniu umowy wekslowej można bezpiecznie umieścić na rewersie weksla (rewers weksla to strona przeciwna awersowi).
5. Jeśli już jednak hipotetycznie traktować słowa pana profesora poważnie, że „weksel in blanco musi zawierać w swojej formule wekslowej na ścieżce informacyjnej wskazanie że weksel jest ważny z umową wekslową”, to przecież brak takiej informacji tym bardziej działa na korzyść posiadacza, ponieważ wskazuje, że weksel ten nie był wekslem in blanco, skoro takiej wzmianki nie miał – natomiast cała obrona wystawców skupia się właśnie na tym, aby wykazać, że to był weksel in blanco uzupełniony na roszczenie, które nie istnieje.

Najlepsza i najcelniejsza była wypowiedź psychoterapeuty Roberta Rutkowskiego:

Biznes, choćby parówkowy, nie znosi gorącej głowy. Jeśli ktoś jest fantastycznie ubrany, ma świetną brykę, sekretarki, to powinno wzbudzać czujność. Nie na tyle, aby się zniechęcać, bo my popieramy młody biznes; podpisujcie fajne umowy, ale nie z gorącą głową”.

Masz weksel in blanco – czyli nie masz niczego

Zdarza mi się rozmawiać z posiadaczami weksli in blanco, którzy „w końcu chcieli by coś z nimi zrobić”, to znaczy otrzymać pieniądze od dłużnika.

Jakie pieniądze? Oczywiście za weksel. Tylko że większość z nich nie zdaje sobie sprawy, że weksel in blanco nie jest dokumentem umożliwiającym żądanie zapłaty. Takim papierem jest dopiero weksel zupełny.

A zmiana weksla in blanco w weksel zupełny to nie lada sztuka, w skrajnym przypadku, jak posiadacz „przekombinuje” mogąca prowadzić nigdzie indziej jak do więzienia ;)

Tak się już złożyło, że weksle lubią duże kwoty. Nie wdając już się w dywagacje dlaczego tak jest, losując dowolną sprawę wekslową mamy ponadprzeciętną (w porównaniu ze sprawami z innych umów) szansę na to, że będzie to kwota duża – kilkaset tysięcy złotych, czy nawet kilka milionów.

Nie inaczej jest ze wspomnianymi wyżej „posiadaczami weksli in blanco” – dodajmy (to ważne) – z posiadaczami wyłącznie weksla in blanco, bez żadnych dodatkowych umów popierających wysuwane roszczenie. Oczywiście samo roszczenie istnieje, ale w głębokiej teorii:

– kiedyś pożyczałem mu [wystawcy] pieniądze na rozruch firmy, uzbierało się tego ze 2 miliony

– weksel miał zabezpieczać podział naszego majątku wspólnego, chcę go wypełnić na 500 tysięcy

– 15 lat temu pożyczyłem mu 200 tysięcy, teraz chcę żeby mi oddał

Zawsze wówczas pytam się posiadacza: „Proszę pokazać dokumenty uzasadniające takie roszczenie”, co często kończy się odpowiedzią „nie mam, mam tylko weksel” wraz z dopowiedzeniem „przecież sam weksel wystarczy do udowodnienia zobowiązania, a wystawca nie ma żadnej umowy do tego weksla”. Czasem wówczas mówię: „to dlaczego się ograniczać, czemu tylko 2 miliony, wypełnijmy od razu na 5 milionów”. Gdzie jest błąd w tym rozumowaniu?

Jedynie wręczenie weksla zupełnego zawierającego wszystkie prawem wymagane elementy może być uznane za skuteczne zobowiązanie się wekslowo do zapłaty wymienionej w dokumencie kwoty i tylko wówczas można twierdzić, że posiadacz-remitent niczego więcej nie potrzebuje (choć często nie ma powodu, aby zaniedbywać to „więcej”, o czym za chwilę). Natomiast wręczenie weksla in blanco nie rodzi jeszcze żadnego zobowiązania, a uprawnienie do wypełnienia weksla musi wówczas wynikać z pozawekslowej podstawy. Posiadacz, wypełniając weksel, musi „mieć podkładkę” w roszczeniu cywilnym pod rygorem uznania, że wypełnił weksel niezgodnie z wolą wystawcy – skoro bowiem nie uda się udowodnić, że remitent miał roszczenie do wystawcy, to nie uda się udowodnić, że weksel zgodnie z wolą wystawcy wypełnił.

Posiadacze weksli mówią „ale wystawca nie ma żadnej umowy do tego weksla”. To jednak nie znaczy, że nie mają pola do obrony. Podstawowym dowodem wystawcy jest wówczas przesłuchanie remitenta. Pierwszym zadanym pytaniem powinno być „czy dostał weksel in blanco”. Kolejnym: „skoro tak, to na jakie roszczenie weksel wypełnił i jakie ma dowody na jego istnienie”. Ponieważ dowodów nie ma, oczywistym jest, że doszło do wypełnienia wbrew woli wystawcy.

Sprawa komplikuje się, jeśli remitent zezna (niezgodnie z prawdą), że otrzymał weksel już uzupełniony. Im mniejsza kwota weksla, tym trudniej przeprowadzić dowód na fałszywość zeznań remitenta (jeśli jest sprytny i ma trochę oleju w głowie). Wraz ze wzrostem sumy wekslowej zasianie wątpliwości jest coraz prostsze – pożyczone „2 miliony w reklamówce” uzasadnia pytanie o posiadanie przez remitenta pokwitowania dłużnika otrzymanej sumy, przeprowadzeniu dowodu z wypłaty przez remitenta takiej sumy w danym okresie z banku. O fakcie, czy zarobki wierzyciela w ogóle uprawdopodabniają posiadanie przez niego takiej kwoty, którą miał pożyczyć – już nie wspominając. Przy czym – co ważne – nie chodzi tu o twierdzenie, że weksel jest ważny tylko z dodatkowymi dowodami, tylko o fakt, że w ogóle został on wręczony in blanco, a potem uzupełniony na nieistniejące roszczenie.

Sami remitenci też we własnym dobrze pojętym interesie powinni pamiętać, że weksel wekslem, ale nawet jak robimy nowację zobowiązania, to nie zapominajmy o zachowaniu podstawowych środków ostrożności – jeśli już pożyczamy te 2 miliony i nie chcemy robić tego przez bank – to wiedzmy, że jest to bardzo podejrzane. W takim przypadku żądałbym od dłużnika pokwitowania odbioru pieniędzy, nawet w formie notarialnej. Jeśli te 2 miliony jest zapłatą za sprzedaż, to nie dziwmy się, jak wystawca będzie chciał zobaczyć, czy w bilansach naszej firmy jest przychód z tego tytułu. Każdy weksel jest odbiciem jakiejś przeprowadzonej w „prawdziwym życiu” transakcji i nie ma najmniejszego powodu, abyśmy ślady po niej zacierali – jeśli oczywiście nasze zamiary są uczciwe. Wówczas nawet jak trafimy na nieuczciwego wystawcę oskarżającego nas o dochodzenie wekslem niesłusznej kwoty, wykazanie że nie jesteśmy w złej wierze nie będzie trudne. Nie musimy posiadać dowodów umożliwiających procesowe bezsporne udowodnienie istnienia transakcji skutkującej wystawieniem weksla, ale powinniśmy móc choć szczątkowo uprawdopodobnić fakt jej zajścia.

Poręczył z grzeczności, idzie do Jaworowicz, bo musi spłacać

„Nie może wyjść z podziwu w jakiej sytuacji się znalazł, bo wpadł w sidła własnej naiwności i dobroci. Poręczył weksel, bo ukochany wujek zapragnął robić interesy w branży paliwowej. Dziś ma milionowy dług i licytację z malutkiego mieszkanka.” (0:12)

Zobaczmy na jakie wyżyny intelektualne wyniesie dziś nas kolejny reportaż „Sprawy dla Reportera”:

Na początku oczywiście zmontowany reportaż. W wyjątkowy sposób próbujący gwałcić inteligencję telewidza:

– Kubuś!
– Tak mamusiu!
– Chcesz chlebka z pomidorkiem?
– Ale ja nie lubię pomidorków!
– Nie ma nic innego.
– [z większą irytacją]: Ale ja nie lubię pomidorów

O co chodzi? Kiedyś głodne dzieci jadły to co było, choćby suchy chleb, teraz polega to na wybrzydzaniu czego to one nie chcą jeść?

Ale przejdźmy do rzeczy. A przynajmniej spróbujmy.

Reportaż dotyczy jednego z poręczycieli weksla.

Przyszedł do mnie [wujek], prosił, mówił: poręcz mi. Dlaczego nie miałem się odwdzięczyć, kiedy oni pomogli mi znaleźć mieszkanie, trzeba było meble przywieźć; wujek miał samochód ciężarowy, poszedłem pożyczyć, nie chciał nawet na paliwo, czemu nie miałem człowiekowi pomóc?

Rodzina poręczyciela ostrzegała go przed zaciągnięciem takiego zobowiązania:

„ojciec poręczyciela ostrzegał syna z tego powodu, że dużo wcześniej jego brat zwrócił się o podpisanie… (nie zostało wyjaśnione co, zapewne poręczenie cywilne kredytu). Chodziło o 20 000zł. Dłużnik spłacił 15 rat, a 5 rat przeszło na poręczycieli.”

Pani Jaworowicz z niejaką pretensją:

„upomnienia były do was, a nie do tego, który wziął?”
(A niby do kogo miały być, skoro nawet kodeks cywilny nakazuje informować poręczycieli o braku spłaty dłużnika?)

Rezolutny poręczyciel szybko rozwiązał problem: „Skoczyłem mu do twarzy i musiał szybko spłacać, bo mu powiedziałem krótko, uważaj, bo będziesz miał nogi złamane”. Niestety nie usłyszałem ile ten pan dostał kary za te groźby karalne, jeśli jeszcze nie został skazany, to może warto wszcząć jakieś postępowanie w tej sprawie, skoro się tym szczyci przed kamerą? ;)

Jednakże niepomny ostrzeżeniom rodziców pan Jarosław Pankowski poręczył za weksel swojego wujka. Weksel był wręczony podmiotowi nazywanemu „Petrochemia”, natomiast na wszystkich widocznych dokumentach widać, że chodzi o Polski Koncern Naftowy Orlen SA. „Petrochemia” dała wystrój stacji (albo i jeszcze więcej, być może łącznie z dystrybutorami paliwa), weksel miał być zabezpieczeniem zwrotu przekazanych rzeczy.

„No i przyszedł czas upadłości, to co sprzedali [wystawcy weksla prowadzący stację] zamiast spłacić „Petrochemię”, wzięli pieniądze do kieszeni”.

„Petrochemia zamiast od razu egzekwować pieniądze po sprzedaży stacji przez prowadzących odczekała 10 lat, naliczając 305zł odsetek dziennie.”
(to akurat okazało się zaraz kłamstwem, oczywiście przez nikogo w studiu nie wychwyconym, powództwo było wytoczone w 2002r., czyli w roku płatności weksla, a klauzula wykonalności dopiero była w roku 2008, więc zwłoka na pewno nie wynikała w żaden sposób z bezczynnego wyczekiwania wierzyciela).

Popatrzmy na weksel:

sprawa1

„To był weksel in blanco” – pewnie tak było, tym większy można uczynić zarzut poręczycielowi, że nie ograniczył swojego poręczenia do określonej sumy, jaką byłby w stanie zapłacić, w przypadku ręczenia za weksel in blanco takie zachowanie poręczyciela jest jak najbardziej wskazane.

Sprawa toczyła się w sądzie gdzieś w 2003r., gdzie główni dłużnicy wystąpili do „Petrochemii” o ugodę, dlatego sąd sprawę odroczył ze względu na propozycję tej ugody.

Uwaga, ważne:

„I do tej pory była cisza”.

Ktoś jest pozwany na prawie milion należności głównej i nie dba o to, aby wiedzieć, co się dzieje w toczącej się wobec niego sprawie???

W końcu wyrok został wydany, jak widać z pisma z zajęciem komorniczym, klauzula wykonalności jest z 2008 roku:

sprawa2

Załamana babcia lamentuje:
„Nie spłaci tego syn, nie spłaci tego wnuk, nie spłacą tego dzieci mojego wnuka” (7:45) – oczywiście, że nie spłacą, bo najpewniej nie będą musieli, albo odrzucą spadek, albo w najgorszym przypadku przyjmą go z dobrodziejstwem inwentarza, czyli wyjdą na zero. Ale żaden ze sprawodlareporterowych „ekspertów” (o nich też będzie:) nie wyjaśnił zapłakanym ludziom jak się dziedziczy długi i jak łatwo ich nie odziedziczyć (to jest chyba jakiś rodzaj podłości, aby nie wskazywać nadziei tak zrozpaczonym ludziom, czy tylko oglądalność się liczy?)

„Komornik niech idzie tam [do dłużników głównych], niech zajmie willę, zajmie samochody” (7:49) – willa darowana kuzynce dłużnika w 2006 roku (może skarga pauliańska?), odnośnie absurdalnej propozycji, aby to dłużnik kierował postępowaniem egzekucyjnym pozwolicie, że się nie wypowiem.

W studiu od razu zaczęło być ciekawie. Przybyli nawet dwaj główni dłużnicy (wystawcy weksla). Jeden z nich, Krzysztof Nowakowski, mówi że chce wystąpić do sądu. Przeciwko komu? Przeciwko poręczycielowi, że takie bzdury o szwagrze przed kamerą opowiadał. „Puknij się w głowę” – odpowiada ojciec poręczyciela. Okradłeś mojego syna. „Twojemu synowi pomagałem jak mogłem, na ślub go zawoziłem, na mieszkanie mu pożyczałem pieniądze…”

Ot, polskie piekiełko ;)

Pierwszym wypowiadającym się ekspertem była pani mecenas Maria Wentlandt-Walkiewicz i niestety od razu wtopa.

Pan ten weksel podpisywał jako osoba będąca w związku małżeńskim, wobec tego jest to jednostronna czynność prawna bez zgody małżonka i w związku z tym weksel z mocy prawa jest nieważny. (10:48)

Pani mecenas popełniła aż dwa błędy w tak krótkiej wypowiedzi.

Po pierwsze nie mamy tu do czynienia z wystawieniem weksla, tylko z poręczeniem, więc ewentualna nieważność udzielonego poręczenia nie oznacza nieważności weksla. Po drugie nieprawdą jest, że zobowiązanie wekslowe zaciągnięte przez osobę pozostającą w związku małżeńskim (we wspólnocie majątkowej) bez zgody drugiego małżonka jest nieważne. W takim przypadku niemożliwe jest jedynie prowadzenie egzekucji z majątku wchodzącego w skład wspólnoty majątkowej małżeńskiej (bo to do dysponowania majątkiem z tej wspólnoty potrzebna jest zgoda współmałżonka), sam dług jednak istnieje i jest możliwy do egzekwowania czy to w formie dobrowolnych spłat, czy to w formie egzekucji z majątku osobistego małżonka zaciągającego zobowiązanie, którym to majątkiem osobistym właściciel zarządza samodzielnie.

Drugim ekspertem był znany już nam profesor Andrzej „roczna ważność weksla” Bień, ekonomista z SGH, znów kompromitujący się swoją ignorancją, twierdząc, że „weksel od daty wystawienia jest ważny tylko 12 miesięcy” (11:24). Ale ten typ tak ma, jak kiedyś chciałem z nim o tym porozmawiać po programie pani Jaworowicz, to mnie nonszalancko zbył.

Na koniec w studiu pospolite ruszenie – tylu ekspertów, czemu nie pomóc, trzeba pisać odwołania – że weksel nieważny itd. Jużci umawiać się poza studiem, aby pomimo lat procesu na nowo odkrywać koło i pisać niewczesne już i absurdalne zarzuty. Zupełnie jak prowadzenie kulawego przez ślepca.

Jak na ironię, ta sprawa wekslowa jest zupełnie czysta – wierzyciel zażądał weksla na zabezpieczenie swoich roszczeń i go dostał. Nikt nie kwestionuje wpisanej sumy wekslowej. Nikt nie bawił się w sprzedaż weksla celem uniknięcia zarzutów. Ten, kto zobowiązał się do zapłaty, ma zapłacić. Jedyną wadą tej sprawy jest to, że kwota „jest duża”. Poręczyciel jest urzędnikiem magistrackim – może zatem warto ubezwłasnowolnić częściowo osoby pracujące jako urzędnicy, aby nie mogli podejmować zobowiązań większych niż 1000zł? Tak na wszelki wypadek, by było mniej nieszczęść z tego powodu. W końcu „państwo powinno stać na straży niewinnych” (cytat z poprzednio opisywanego odcinka Sprawy dla Reportera).

(A sam tytuł tego wpisu jest oczywiście błędnie użyty. „Podpis z grzeczności” nie oznacza, że podpisujemy się „bo nas ktoś o to prosi”. Jest nim sytuacja, kiedy podpisując się wobec wierzyciela jako dłużnik w rzeczywistości, na podstawie odrębnej umowy, relację dłużnik-wierzyciel niwelujemy. Więcej o podpisie z grzeczności tutaj.)

„Domy za pożyczkę” – ze sprawy dla reportera redaktor Jaworowicz

Przy oglądaniu tego typu reportaży zawsze trzeba mieć na uwadze, że robi się to na własne ryzyko. Dużo emocji, dużo sprzeczności, mało faktów, czasem niedorzeczne wypowiedzi „ekspertów”. Zwykle szkoda na to czasu. Jednakże z uwagi na fakt, że od kilku dni choruję i leżę, zdecydowałem się wziąć „w obroty” kilka audycji, o których cynk dostałem już jakiś czas temu od czytelników. Przy okazji – z racji tego, że nie mam w domu telewizora:) – jeśli spotkasz się w internetowej wersji z tego typu programem lub audycją, będę wdzięczny, jeśli podzielisz się ze mną linkiem.

Na pierwszy ogień idzie poniższa Sprawa dla Reportera:

W skrócie, i zgodnie z notarialnymi dokumentami, sprawa polega na tym, że w zamian za pożyczkę (tu: 35 000zł) dłużnik ustanawia hipotekę na swojej nieruchomości, a ponadto podpisuje pełnomocnictwo, na mocy którego wierzyciel będzie mógł w jego imieniu sprzedać ten dom, jeśli pożyczka nie zostanie spłacona.

Zgodnie z zasadami audycji Sprawy dla Reportera zaczyna się ona reportażem, zmontowanym tak, aby wzbudzić emocje, a jak najmniej pokazać o co naprawdę chodzi. Dowiadujemy się, że było potrzebne 30 000zł na zoperowanie ręki synowi, który urodził się z krótszymi palcami (0:50). Dalej możemy zobaczyć płaczącą matkę, która mówi, że robili wszystko, aby mimo kalectwa ich dziecko czuło się jak wszystkie inne dzieci (1:20). W tym celu udali się do firmy o nazwie Business Consulting (piszę ze słuchu, być może zapis nazwy jest inny) z siedzibą na Cyprze, gdzie przedstawicielem tej firmy był „pan Józio”. Był bardzo przystojny, elegancji, wyglądał na bardzo wykształconego. (1:30)

Dłużnik twierdził, że prowadzi sklep, ma bardzo dobry dochód i w ciągu 3 miesięcy chciał spłacić pożyczkę (2:05). W celu podpisania umowy (jakiej? tego jeszcze nie wiemy) udali się do notariusza w Łodzi. „Nie spodziewałam się jakiegokolwiek oszustwa” – mówi żona dłużnika (2:15).

Po dwuminutowym przerywniku opisującym jakąś próbę włamania do domu (nie wiemy kto to był, ale chyba mamy myśleć, że to wierzyciel) w końcu dowiadujemy się co zostało podpisane (4:10) – było to ustanowienie hipoteki (zapewne na zabezpieczenie spłaty pożyczki) do sumy 70 000zł. Jak przyznaje sam dłużnik, „w tym nie ma nic groźnego”.

sprawa1

Drugim dokumentem było pełnomocnictwo, zgodnie z którym jeśli dłużnicy nie spłacą pożyczki, to firma może sprzedać dom za sumę nie niższą niż 70 000zł, przy czym wycena wartości domu wynosiła 460 000zł. Dłużnik twierdzi, że nie widział aktu pełnomocnictwa, a dostał je dopiero „w kolejnym roku (po podpisaniu)”, bo notariusz powiedział „że ja go nie chciałem”.

Żona dłużnika mówi: „Dokumenty były poukładane tak, że my tylko je podpisywaliśmy, a pan notariusz nam tylko przekładał kartki” (4:30). Później już tylko płacząca córka, córka grająca na skrzypcach („nie stać nas na dobry smyczek, dlatego tak fałszuje”), syn liczący na cud jak na cud nad Wisłą („tak jak ja darzę miłością ojczyznę, tak ojczyzna mnie miłością nie darzy, bo ci, którzy powinni stać na straży niewinnych ludzi odwracają się od tego”).

Tyle materiału spoza studia. Od razu narzuca się wiele sprzeczności, które powodują, że nie ma żadnego powodu, aby wierzyć przedstawionej historii.

Po pierwsze – „pieniądze na operacje” to bardzo czuły temat, prawnicy reprezentujący tego typu dłużników chętnie podnoszą wówczas zarzut wykorzystania przymusowej sytuacji połączonego z niewspółmiernym świadczeniem pomiędzy stronami. Tyle że w tym przypadku operacja nie była konieczna – syn urodził się z wadą ręki, a teraz jest już – z tego co widzę – dorosły. Nie było konieczności natychmiastowego przeprowadzania operacji.

Nota bene, jeśli matka mówi, że „robiliśmy wszystko, aby nasze dziecko czuło się tak jak wszystkie inne dzieci”, to to, co robi teraz jest tego zaprzeczeniem i karygodnym atakiem na psychikę dziecka – w dziecku należy zaszczepiać poczucie pewności siebie, a nie zrobi się tego płaczem do kamery, jakie to się ma kalekie dziecko i że się wszyscy z niego śmieją.

Po drugie – dłużnik mówił, że prowadzi sklep i kwotę 35 000zł na operację (w innym miejscu jest mowa o 30 000zł) chciał spłacić w ciągu 3 miesięcy. Ponieważ operacja nie była konieczna natychmiast, a syn żył już z kalectwem kilkanaście lat, dłużnik mógł sam uzbierać w jeden kwartał kwotę potrzebną na operację bez pomocy firm pożyczkowych. Zatem uzasadnienie brania pożyczki na operację jest mocno wątpliwe, zwłaszcza że…

Po trzecie – do dziś w programie syn występuje z kaleką ręką – czyli pieniądze na operacje pożyczone, operacja nie przeprowadzona, czy syn pytał się rodziców dlaczego? Czy dlatego, że „zabrali” jego pieniądze, czy dlatego, że teraz przed kamerą chcą grać jego kalectwem?

Po czwarte – jak widać pożyczka była nie spłacona, skoro ziściła się podstawa do wykorzystania pełnomocnictwa do sprzedaży z uwagi na brak spłaty.

Fakty są natomiast takie, że dłużnicy notarialnie udzielili pełnomocnictwa do sprzedaży domu w przypadku braku spłaty pożyczki i pożyczki nie spłacili. Twierdzą, że pełnomocnictwo zostało im przez notariusza podsunięte do podpisania bez odczytania – jak tam było, tak tam było, na moje oko tłumaczenia te są wątpliwe – po pierwsze – w żaden sposób nie umniejsza to obowiązku samodzielnego przeczytania tego, co się podpisuje – po drugie – mając na uwadze powyższy materiał, wiarygodność dłużników jako świadków jest mocno wątpliwa. Po to stosuje się przymus notarialny do niektórych umów, aby zmaksymalizować pewność obrotu. Aby właśnie nie dopuszczać do sytuacji, kiedy strona po fakcie podnosi zarzut, że właściwie nie wiedziała co podpisuje.

Faktem jest również to, że koniecznym warunkiem do udania się tego procederu (zakładając, że rzeczywiście doszło tutaj do tego, że dłużnicy podpisali coś nieświadomie) było rażące zaniedbanie się po ich stronie, polegające choćby na tym, że nie zadali sobie trudu przeczytania tego, co podpisują. I jeśli syn dłużnika mówi potem, że państwo się od niego odwróciło, to ja się pytam – czego oczekuje? Że przy każdym obywatelu będzie stał policjant i pilnował, czy się rażąco nie zaniedbuje? Ale przecież sam dłużnik był policjantem – zatem widać jeden to za mało. Absurd.

Oczywiście, jeśli doszło tutaj do oszustwa, dobrze jeśli sprawcy będą ukarani (uwaga, nie oznacza to zwrotu nieruchomości, jeśli nie należy już do sprawy przestępstwa, w tym przypadku dom ten został kilkukrotnie sprzedany kolejnym nabywcom w… Stanach Zjednoczonych). Ale… jeśli podpisujesz wszystko wokół bez czytania, nawet u notariusza, to może rzeczywiście lepiej, abyś tej nieruchomości nie miał? I jeśli już podpiszesz, to musisz ponieść konsekwencje, musi zaboleć po to, aby inni zobaczyli i się przekonali „trzeba czytać”. Jeśli nie ma konsekwencji, tego typu spraw będzie coraz więcej. Źle będzie, jeśli doprowadzimy do tego, że widząc akt notarialny będziemy się jeszcze zastanawiać „czy aby strona miała silne wewnętrzne przekonanie do jego zawarcia”. W takim przypadku szkoda utrzymywać notariuszy – niech strony sprzedają sobie nieruchomości zwykłą umową pisemną, albo ustną, a w razie wątpliwości niech toczą spory o skuteczność takich umów i tego co kto podpisał i z jakim zamiarem. Czy tego chcemy?

Po „powrocie do studia” mogliśmy obejrzeć wypowiedzi tak zwanych ekspertów oraz poszkodowanych. Jako dyżurny ekspert u pani Jaworowicz w tego typu sprawach występuje profesor Andrzej Bień, znany już nam z pewnej zaskakującej, na szczęście nieprawdziwej hipotezy rocznej ważności weksla in blanco. Tym razem również nie popisał się – może nie tyle wiedzą, co spostrzegawczością. Oceniając omawiane pełnomocnictwo do sprzedaży domu profesor komentuje:

Jeśli notariusz, który stoi na straży prawa wypisuje tego typu tekst, że nie wolno sprzedać powyżej określonej kwoty, jest to ewidentne nakłanianie do niekorzystnego rozporządzenia majątkiem. […] Notariusz popełnił przestępstwo, o czym tu rozmawiać…

Argument „o czym tu rozmawiać” rzeczywiście brzmi to jak Roma locuta, causa finita pana eksperta, tylko że popełnia tu dwa błędy, jeden śmieszniejszy od drugiego, dobrze zatem, że eksperci nie korzystają z dogmatu swojej nieomylności. Po pierwsze – to mocodawca (tutaj: dłużnik) określa zakres swojego pełnomocnictwa, więc czynienie z tego zarzutu notariuszowi jest niedorzeczne, po drugie w tym przypadku pełnomocnictwo uprawniało do sprzedaży nieruchomości za kwotę nie niższą niż 70 000zł, a nie nie wyższą niż 70 000zł (i tego dotyczyła uwaga o braku spostrzegawczości pana profesora).

I na tym właściwie sprawa państwa dłużników się w reportażu zakończyła, potem pokazano jeszcze na szybko dwie podobne sprawy.

(13:30): Jedna pani za pożyczkę na 25 000zł podpisała weksle in blanco. „Czy wiedziała pani co to jest?”, „Nie wiedziałam, myślałam, że są to dokumenty potrzebne do podpisania umowy”. Ponadto podpisali coś u notariusza – „Notariusz nie czytał aktu, tylko złożyliśmy podpisy, dopiero później dowiedziałam się, że zostało podpisane pełnomocnictwo do sprzedaży domu”.

(14:10): „Tej grupie [wierzycielom] zależy, aby dłużnicy nie spłacali, utrudniają kontakt ze sobą” – w kontekście braku możliwości spłaty – argument mało wiarygodny, wziąwszy pod uwagę możliwość spłaty przelewem lub przekazem, w ostateczności złożenia sumy do depozytu sądowego (wszak od takich sytuacji on właśnie jest).

Czasem jest jakaś nadzieja – niejaki Marek Szczęsny opowiada (17:05) – „poszedłem z tą umową do adwokata, czy mam ją podpisać. Powiedział mi: jak pan nie chce mieć większych kłopotów niż w tej chwili, to niech pan nie podpisuje, a cała ta umowa kwalifikuje się do prokuratora. I tak zrobiłem – zgłosiłem do prokuratury i od tego się zaczęło”.

sprawa2

Pan Marek umowy pożyczki zatem nie podpisał, ale podpisał… weksel na 10 tysięcy (nie pokazali po co, za co, dlaczego…). Idea stawiania przy każdym policjanta chyba nie jest taka bezpodstawna. Tylko quis custodiet ipsos custodes (kto przypilnuje strażników). Może zamiast takich jałowych programów wspierać akcje „czytam i rozumiem co podpisuję”? Przyniosłoby to lepszy efekt, niż ganianie za dawno sprzedaną nieruchomością kolejnym obywatelom czarnego prezydenta.

Co najbardziej przeszkadza wierzycielowi w odzyskaniu pieniędzy. Sąd? Komornik…?

Popularne wśród wierzycieli są utyskiwania na organy państwa, z monopolu których wierzyciel jest zobowiązany korzystać przy odzyskiwaniu swoich słusznych roszczeń. Sąd – że się długo czeka (zgoda), komornik – że „nic nie odzyskał”.

Jednakże w mojej ocenie największym problemem wierzyciela jest brak pieniędzy. U dłużnika. Jesteśmy – jako społeczeństwo – po prostu biedni. Dużo ludzi zarabia (mniej lub bardziej oficjalnie) tylko pensję minimalną, na koncie trzymają niewielki tak zwany osad („mało kasy”), meble w domu często nie przedstawiają wartości handlowej, a nawet jeśli dłużnik ma nowy telewizor, to czy będzie chętny na jego zakup? Kto – chcąc sobie kupić używany telewizor lub samochód, zamiast na allegro lub na giełdę, idzie szukać okazji na licytacjach komorniczych? A jak już znajdziemy, to będziemy czekać miesiąc na licytację, aby w końcu się dowiedzieć, że wierzyciel dogadał się z dłużnikiem i z upatrzonej przez nas okazji nic nie będzie.

Nieruchomości? Wydaje się być tu lepiej – choćby dlatego, że przedstawiają większą wartość i są większe szanse na sprzedaż. Wierzyciel kierujący egzekucję do nieruchomości może – przynajmniej na początku – czuć się jakby złapał Boga za nogi. Ale i tutaj dużo licytacji nie sprzedaje się w pierwszym terminie przy rozpoczęciu sprzedaży od 75% wartości – samo to jest podejrzane. Niesprzedanie na drugiej licytacji – za 66% – daje pewność, że problemem jest błędna wycena, przez co 66% wartości oszacowania jest wyższe od wartości rynkowej. Efekt? Para w gwizdek, nieraz kilka lat i grube tysiące poniesione przez wierzyciela.

Udzielając komuś kredytu w dowolnej formie (pożyczka, kredyt kupiecki, przyjęcie weksla) zawsze należy mieć na uwadze, że dłużnik daje tylko obietnicę zapłaty. To, czy będzie mógł ją spełnić, albo czy będziemy mogli ją wyegzekwować zależy od tego, czy odpowiednio dobraliśmy nasz kredyt zaufania wobec niego do jego możliwości.

Często rozmawiam z wierzycielami i widzę jak błędnie mogą oni oceniać zdolność finansową dłużnika. „Ma drogi samochód” – być może, ale w leasingu, „Właściciel dłużnika-spółki prowadzi też inną działalność” – świetnie, ale to nie właściciel jest ci winien, tylko spółka, „zobacz, komornik sprzedaje nieruchomość dłużnika, możemy się dołączyć?” – nie możemy, bo nieruchomość wchodzi w skład wspólnoty majątkowej, a ty nie pytałeś się żony dłużnika czy zgadza się na zobowiązanie męża.

Nawet teraz na allegro ktoś (wbrew zasadom regulaminu zabraniającego tam wystawiania na sprzedaż wierzytelności) próbuje sprzedać wierzytelność z pożyczki i weksla, na nominalną sumę liczoną w setkach tysięcy, za 10%. „Dłużnik ma nieruchomość, po prostu potrzebuję szybko pieniędzy i nie chcę czekać” – nawet jest skan księgi wieczystej. Sprawdzam treść księgi wieczystej na stronie – współwłasność z żoną, podpis na wekslu tylko jeden… „Ale żona zrzekła się tej nieruchomości” – odpowiada wierzyciel – cóż, od wierzyciela pożyczającego 150 000zł wymaga się jednak trochę większej wiedzy i mniejszej naiwności, pod rygorem utraty 150 000zł ;)

Dwa kolejne przykłady – przesłane weksle do windykacji lub zakupu. Pierwszy – przedawniony („ale doradca prawny dał mi opinię, że ten weksel nie jest przedawniony” – cóż, ja mogę sporządzić inną opinię), drugi – z taką datą wystawienia, że właściwie są to dwie daty (a jeśli jedna, to nie wiadomo która) – dlaczego wierzyciel wyrządził sobie taką krzywdę, zgadzając się na otrzymanie takiego weksla – nie rozumiem.

Doświadczenie życiowe pokazuje mi, że są dwa główne powody, dla których wierzyciel zostaje z niczym – brak pieniędzy u dłużnika występujący i będący możliwym do zauważenia w momencie zadłużania się oraz błędy wierzyciela popełnione również na tym początkowym etapie. W sądzie zazwyczaj ten nakaz zapłaty w postępowaniu nakazowym będzie jednak wydany (co właściwie rekompensuje ewentualną perspektywę długiego późniejszego procesu), a komornik jakoś z zabezpieczeniem się upora – jeśli oczywiście będzie na czym się zabezpieczyć.

Największym zagrożeniem dla wierzyciela jest niestety on sam. Dobrą stroną tej sytuacji jest to, że z zagrożeniem tym można sobie poradzić. Ale tylko przed faktem, a nie po fakcie.

Darmowe porady wekslowe – środa

18 lutego 2015r. w godzinach 13:00 – 14:00 będę czekał na Twój telefon, podczas którego możesz bezpłatnie porozmawiać ze mną na dowolne tematy wekslowe. Obiecuję pomóc w każdy możliwy sposób, na jaki pozwala linia telefoniczna:)

Zapraszam!

Środa, 18 lutego 2015r.
godzina 13:00 – 14:00
telefon […]

Syndrom ostatniej faktury

Znacie to?

Stała współpraca z kontrahentem, na początku wszystko w porządku, płatności regularne, ale w końcu współpraca się kończy – kończy się projekt albo klient przechodzi do innego dostawcy, i… nie płaci ostatniej faktury.

Schemat na tyle popularny, że w branży windykacyjnej, faktoringowej, doczekał się swojej nazwy.

Wierzyciel musi być przygotowany na taką okoliczność. I nie chodzi już nawet o weksel, ale o fakt, aby nie zostać z samą „wystawioną fakturą”, która (jeśli trafimy na cwanego dłużnika) to często za mało, aby mieć pewność wygrania sprawy o zapłatę.

Uwaga na niepełne wyroki – nawet adwokaci dają się nabrać

Dzisiaj dwa przykłady na to, jak to trzeba mieć oczy dookoła głowy w polskim sądzie.

Przykład pierwszy – opisywany już przeze mnie we wpisie Bolesna pomyłka sądu okręgowego.
W skrócie:
1. Sąd I instancji zasądza roszczenie główne i odsetki zgodnie z treścią weksla
2. Sąd II instancji uchyla poprzedni wyrok i zasądza roszczenie główne oraz mniejsze odsetki – niezgodne z treścią weksla i niezgodne z prawem.

Powód jest „do tyłu” o dość sporą sumę odsetek. Ponieważ roszczenie jest prawomocne, składa skargę o niezgodność z prawem prawomocnego orzeczenia – przepisy dopuszczają taką procedurę.

Sąd Najwyższy odrzuca skargę kierując się następującą logiką:
1. Wyrok jest zgodny z prawem, ponieważ nie oddala roszczenia o odsetki,
2. A to, że „przy okazji” zapomniał część z nich zasądzić, to nie może być przedmiotem skargi.

Z tego należy wyciągnąć wniosek, że teraz powód po raz drugi musi pozwać o odsetki, co do których sąd „zapomniał” je zasądzić lub „zapomniał” je oddalić.

***

Druga sprawa dotyczy klienta kancelarii Remitent pozwanego z weksla. W pierwszej instancji wyrok korzystny dla nas:
1. Sąd uchyla nakaz zapłaty
2. Sąd zasądza koszty na rzecz pozwanego.

Oczywiście pełnomocnik strony przeciwnej składa apelację, która zostaje odrzucona, ponieważ… analogicznie jak w poprzedniej sprawie – sąd I instancji, oprócz uchylenia nakazu zapłaty, zapomniał oddalić roszczenie, więc nie bardzo jest na co składać apelację, skoro do oddalenia roszczenia nie doszło. Nie doszło też do zasądzenia roszczenia. Ot, taki „pusty” wyrok, z którego niewiele wynika. Może poza zasądzeniem ponad 7000zł kosztów na rzecz naszego klienta :)

Strona powodowa ma teraz ciężki orzech do zgryzienia, a strona pozwana może odczuwać niejaką Schadenfreude. Rodzi się wiele pytań – jak powód może teraz „sprostować” taki wyrok, co z opłatą za apelację; a jeśli uznamy, że powództwo należy wytoczyć na nowo, to co z kosztami pierwszej sprawy?

Wniosek z tego jest taki, że trzeba bardzo dokładnie przypatrywać się temu co dokładnie sąd zasądza, uchyla bądź oddala, ponieważ to, co może się na pierwszy rzut oka wydawać wygraniem lub przegraniem sprawy w rzeczywistości tym czymś może nie być.

[video] Jak i po co używano weksla 300 lat temu

4-minutowy film na weekend. Pochodzi z kanału Youtube kanadyjsko-singapurskiej firmy.

Spoiler:
Przykład użycia weksla w XVIII wieku, dzięki czemu gotówka mogła być płacona w jednym kraju, bez konieczności dwukrotnego dokonywana płatności międzynarodowej.

Weksel jest dowodem istnienia długu i dowodem zawarcia transakcji. Może być użyty w różnych umowach i stosunkach prawnych, nie tylko w umowach sprzedaży.

Inne papiery wartościowe mają swoje źródło w wekslu – na przykład czek jest wekslem, w którym trasatem jest bank (swoją drogą pochodzenie lub możliwość sprowadzenia innych papierów wartościowych od lub do weksla jest ciekawym zagadnieniem zasługującym na oddzielny wpis).

Kto jest dłużnikiem wekslowym po zamknięciu działalności gospodarczej?

tadzio1

NA TVN Biznes i Świat redaktor przepytywał właśnie panią Anetę Pankowską z kancelarii RKKW. Rzecz dotyczyła nośnego obecnie tematu – czyli kredytów frankowych. A konkretnie tego, czy można dochodzić odszkodowania od pośredników-doradców kredytowych. I aby jeszcze zawęzić problem – co wówczas, jeśli pośrednikiem jest „pan Tadziu” i „pan Tadziu zlikwidował swoją firmę”.

Odpowiedź brzmiała „wówczas nie ma wobec kogo kierować roszczenia”. A u mnie – jak to zwykle bywa – włączył się radar wykrywający ignorancję i niekompetencję ;) Bo cóż to znaczy „zlikwidować firmę”? Można mieć na myśli oczywiście przeprowadzenie likwidacji spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Jednakże użycie w opisie przedsiębiorcy „pana Tadzia” jednoznacznie sugeruje, że firmą tą była tylko działalność gospodarcza. A długi z niej, również wekslowe, „przechodzą” (w cudzysłowie, bo w praktyce nic nie przechodzi, tylko od razu „jest”) na osobę tę działalność prowadzącą i pozostają jej osobistymi długami nawet po wyrejestrowaniu działalności gospodarczej.

Podsumowując – likwidacja działalności gospodarczej nic nie zmienia w kwestii odpowiedzialności dłużnika lub uprawnień wierzyciela.